grudnia 29, 2017

Pielęgnacja ust zimą

Pielęgnacja ust zimą
Witajcie!

Jak nastroje po świętach? Zrzuciliście już świąteczne kalorie i jesteście gotowi na szampańską, sylwestrową imprezę? Noc Sylwestrowa oraz karnawał to świetna okazja, aby poszaleć z makijażem. Ja najczęściej stawiam na mocny kolor na ustach, kto mnie zna ten wie, że najczęściej jest to czerwień. Jednak, aby taki intensywny makijaż ust wyglądał dobrze to muszą być one zadbane. A zima wcale nam tego nie ułatwia. Wiatr i mróz, deszcz , a także ogrzewanie w domu sprawiają, że usta często są wysuszone. Pojawiają się na nich suche skórki. Opowiem Wam więc dzisiaj w jaki sposób dbam o moje usta, aby były przygotowane na nawet najbardziej wymagającą pomadkę matową.



Przede wszystkim regularnie robię peeling ust. Codziennie wieczorem nakładam na usta balsam ochronny i masuję je miękką szczoteczką do zębów. To delikatnie złuszcza martwy naskórek oraz ujędrnia wargi. Raz-dwa razy w tygodniu wykonuję również tradycyjny peeling. Obecnie mam gotowy produkt z Evree. Pomarańczowy scrub sugar lips pięknie pachnie i dobrze nawilża usta. Denerwują mnie jednak w nim duże drobiny cukru, które po prostu potrafią odpadać od skóry. Także jego forma, czyli słoiczek nie zachęca mnie do używania. Zdecydowanie wolę pomadkę z Sylveco, jest dużo wygodniejsza w użyciu. Niemniej jednak, gdyż już poradzimy sobie z tymi niedogodnościami, to usta po jego użyciu są bardzo miękkie i gładkie. Po peelingu nakładam na noc grubą warstwę odżywczego masła. Obecnie jest to produkt z Fresh&Natural. Muszę powiedzieć, że go uwielbiam. Ma świetny, naturalny skład. Nałożony na noc sprawia, że usta są idealnie odżywione i nawilżone. Wszelkie suche skórki znikają jak za dotknięciem magicznej różdżki. Jego minusem może być forma aplikacji - ze słoiczka, ale mi to w tym przypadku nie przeszkadza, gdyż nakładam go jedynie w domu. Ja akurat mam wersję regenerującą, która ma silnie ziołowy zapach, ale wiem , że występuje także w innych wersjach, także owocowych.



Bardzo ważne jest również natłuszczenie i nawilżenie ust w ciągu dnia.  Przy porannej toalecie zawsze nakładam na usta balsam grubszą warstwą. Zanim wykonam makijaż i się ubiorę balsam odżywi usta. Następnie ścieram jego nadmiar i już przed samym wyjściem z domu maluję usta. A usta mam pomalowane przez 90% czasu, który spędzam poza domem. Po prostu bardzo lubię mieć pomalowane usta, ale stanowi to także warstwę ochronną. Niezależnie od tego czy macie pomalowane usta, czy nie pamiętajcie, aby bezwzględnie ich nie oblizywać. Przyspiesza to  ich wysychanie i pierzchnięcie.

Pomadki ochronne znajdują się w torebce, którą aktualnie noszę, w samochodzie, a także w płaszczu. Nawet w torbie na siłownię. Zawsze przed poprawieniem makijażu ust nakładam warstwę balsamu i po odczekaniu 10 minut nakładam nową warstwę pomadki. Obecnie bardzo lubię się z pomadką rumiankową Alterry. Jest ona gęsta, ochronna więc świetnie się sprawdzi podczas kapryśnej pogody. W swoich zbiorach mam także słynny EOS. Duży plus za wygodną aplikację oraz dobry skład. Jednak jego działanie jest według mnie bardzo przeciętne. To bardziej fajny, ładny gadżet do torebki niż porządna pomadka.




Bardzo istotny jest także wybór odpowiedniej pomadki. Płynne, matowe pomadki są nadal bardzo modne. Zastygają i długo utrzymują się na ustach lecz bardzo często mocno je wysuszają. Jeśli należycie do osób, które są na to bardzo wrażliwe to na pewno nie możecie tego typu kosmetyków nakładać codziennie. Gdy moje usta są mocno przesuszone i matowa pomadka wygląda na nich po prostu źle sięgam po kremowe pomadki naturalne np. Lilly Lolo czy Couleur Caramel. Pomadka wygląda na ustach bardzo ładnie i zdrowo, wygładza wszelkie zadziorki. Jednocześnie jej dobry, naturalny skład działa na skórę ust pielęgnacyjnie. 





A jakie są Wasze sposoby pielęgnacji ust podczas zimy?

Emi

P.S: Nie pytajcie, czemu na zdjęciach znalazł się krem pod oczy Nacomi... nie wiem ;) Jakoś mi pasował do kompozycji :D

grudnia 24, 2017

NOWOŚCI LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2017

NOWOŚCI LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2017
Witajcie!

Jak tam Wasze przygotowania do Świąt? Mam nadzieję, że wszystko już macie zrobione i Wigilia minie Wam spokojnie. Moje przygotowania ograniczają się jedynie do sprzątnięcia domu, ubrania choinki i kupienia prezentów. Na święta jeżdżę do rodziców i do teściów także zbyt wiele do przygotowywania nie mam.

Jeśli macie chwilkę wolnego czasu to chciałabym Was zaprosić na przegląd nowości, które trafiły do mnie w listopadzie oraz grudniu. Nie jest tego dużo, gdyż cały czas mocno ograniczam się z zapasami i redukuję zapasy. Stąd też nowości są łączone z dwóch miesięcy.






Na początku miesiąca dotarła do mnie paczka z portalu wizaż.pl z nowym podkładem mineralnym od L'Oreal.  Na pewno nie można jego krycia oraz składu porównać do prawdziwych minerałów, ale jako produkt drogeryjny nie jest zły. Nie zawiera talku. Delikatnie ujednolica koloryt cery. Dla wielu osób jednak może być ono zbyt delikatne i być może produkt sprawdzi się lepiej po prostu jako puder. To, co mnie denerwuje to jego opakowanie. Dziurka jest tak mała, że ten puchaty pędzel, którym lubię aplikować minerały (z Hebe) nie mieści się. A wieczko ( na które przy Annabelle Minerals wysypuje odrobinę podkładu) ma dziwny kształt.



Na początku listopada miałam okazję być kilka dni w Izraelu. Z powodu wielu obowiązków służbowych nie miałam zbyt wiele czasu, na leżenie na plaży. Ale udało mi się zwiedzić trochę Tel Aviv, Jerozolimę, a także kąpałam się (jeśli tak to można nazwać) w Morzu Martwym. Nie miałam też zbytnio czasu na zakupy, ale przywiozłam ze sobą kilka słoiczków soli do kąpieli oraz błota z Morza Martwego (oczywiście porozdawałam po rodzinie i znajomych), a także mgiełkę do ciała i krem do rąk.











Ostatnio, co jestem w Biedronce, to trafiam na maseczki do twarzy. Nie byłabym sobą, gdybym nie wzięła kilka rodzajów. Bardzo miło zaskoczyły mnie maski bąblujące. Ich efekt oczyszczający był naprawdę fajny. Podobał mi się również efekt po maskach kolagenowych. Natomiast dzisiaj kupiłam trzy maseczki w płachcie: czekoladową, malinową i z ogórkiem. I jestem bardzo ich ciekawa.



Ostatnimi zakupami jest zamówienie ze sklepu MIYA. Skończył mi się olejek do demakijażu i zdecydowałam się własnie na ten z tej firmy. Niestety nie jestem z niego zbytnio zadowolona, ma bardzo tępą konsystencję. O kremie nie jestem w stanie nic powiedzieć, gdyż został kupiony dla mojego męża, ale może kilka razy go użyję, żeby sprawdzić jego działanie.

Ot i to całe moje zakupy w przeciągu tych dwóch miesięcy! Szczerze Wam powiem, że nawet nic szczególnie mnie nie kusiło, nie miałam też czasu, żeby iść na zakupy, czy buszować w internecie. W nowym roku na pewno bedę chciała zrobić zakupy na Jolse.com. Planuję zamówić maski w płachcie oraz dobry olejek do demakijażu.

A jak Wasze zakupy?
Sprawiłyście sobie świąteczne, kosmetyczne prezenty? 
U mnie tym razem były one ubraniowe, gdyż skusiłam się na kozaki za kolano oraz dwie świąteczne sukienki.

Buziaki :*

Emi


grudnia 21, 2017

DELIA GOOD FOOT - ULGA DLA STÓP

DELIA GOOD FOOT - ULGA DLA STÓP
Hej!

Wiem, że temat pielęgnacji stóp nie jest zbyt popularny zimą. Sama przyznam się, że po macoszemu traktuję tę część ciała. O jej pielęgnacji przypominam sobie, gdy zaczyna robić się ciepło i trzeba wyjąć sandały. Ale o stopy warto dbać cały rok, aby wiosną i latem pięknie się prezentowały. Z pomocą przychodzi nam marka Delia, która stworzyła całą serię kosmetyków do pielegnacji stóp.

Ja skusiłam się na kąpiel perełkową z mocznikiem, gdyż po ciężkim dniu pracy (często w butach na wysokim obcasie) lubię się zrelaksować. A ten relaks przynosi mi właśnie ciepła, aromatyczna  kąpiel stóp.



Produkt jest umieszczony w plastikowym pudełku. Wystarczy nalać do miski 3-4 litry ciepłej wody i wsypać do niej jedną zakrętkę perełek. Woda szybko barwi się na kolor zielony i zaczyna intensywnie pachnieć. Zapach jest bardzo przyjemny, odrobinę mentolowy, ale nie chłodzący. Na pewno bardzo odprężający. Kąpiel powinna trwać ok 15-20 minut. Po tym czasie osuszam stopy i włączam tarkę z Scholl. Dzięki dużej zawartości mocznika skóra jest bardzo dobrze zmiękczona i nawilżona. Dzięki temu dużo łatwiej jest ją złuszczyć tarką. 

Nie oszukujmy się. Jeśli mamy zaniedbane stopy z narośniętą warstwą twardego naskórka to na pewno ta kąpiel jej nie złuszczy. Lepsze na pewno okażą się skarpetki z kwasami owocowymi. Jeśli jednak regularnie pielęgnujecie stopy to kąpiel jest świetną kuracją przygotowującą do pedicure. Skóra stóp jest po niej miękka i gładka, łatwiej odepchnąć skórki z paznokci. Stopy wyglądają zdrowo i schludnie. Jest to świetne rozwiązanie dla osób, które tak jak ja nie zajmują się stopami codziennie, a najczśsciej raz w tygodniu - raz na dwa tygodnie. Nawet jeśli nie macie problemów ze zrogowaciałym naskórkiem, a cierpicie np z powodu bolących stóp, opuchnięć lub po prostu chcecie się odprężyć to serdecznie Wam polecam ten produkt. Znajdziecie go w drogeriach Rossmann w bardzo atrakcyjnej cenie.




Pozdrawiam
Emi

grudnia 18, 2017

DENKO #11 Listopad 2017

DENKO #11 Listopad 2017
Hej!

Tak, wiem ... mamy już drugą połowę grudnia, a ja dopiero pojawiam się z denkiem. Niemniej jednak zebrało się sporo produktów, które wykończyłam i których nie chciałam już dalej trzymać. Tym bardziej, że znalazło się tutaj kilku bardzo fajnych ulubieńców.

Nie przedłużając, zapraszam na listopadowy projekt denko.



1. Schwarzkopf Styliste Ultimate Sea Salt Beach Look, czyli woda morska w sprayu. Miała mi pomóc w uzyskaniu morskich fal na włosach i efektu "dziewczyny surfera". Niestety moje włosy okazały się zbyt oporne na jej działanie. Żeby uzyskać pożądany efekt musiałam jej nałożyć naprawdę bardzo dużo, a wtedy włosy były sztywne i niemiłe w dotyku. Wyrzucam ponad połowę opakowania.

2. L'Biotica Biovax Pearl, Intensywnie Regenerująca Maseczka do włosów Kolagen i Perły. Nie wierzę co prawda w regenerację włosów pod wpływem jakiegokolwiek produktu. Włos to już martwy wytwór naszej skóry , jak więc mógłby się odbudować. Działać możemy jedynie na cebulki. To tam musi wyrosnąć zdrowy i mocny włos. Niemniej jednak odżywka bardzo ładnie wygładzała włosy i je nabłyszczała. Były one dobrze dociążone, ale nie przyklapnięte. Nie zauważyłam także, zby szybko się przetłuszczały. Całą kurację umilał jej piękny zapach.

3. Vianek, Odżywczy Olejek do włosów (Recenzja) Bardzo przypadł mi do gustu zarówno olej jak i szampon do włosów z tej serii. Olej miał intensywny, pomarańczowy kolor i owocowy zapach. Świetnie odżywiał moje włosy, dzięki niemu były w bardzo dobrej kondycji i mniej się puszyły. Chętnie do niego wrócę po raz kolejny.

4. Equilibra Żel Aloesowy (Recenzja). Żel o świetnym, krótkim składzie bez zbędnych zapychaczy. Odpowiednio używany idealnie nawilża skórę i nadaje się jako serum do twarzy, czy maska do włosów. Szkoda tylko, że jest tak słabo dostępny stacjonarnie.

5. Bielenda Multi Essence, esencja do skóry suchej. Tani, drogeryjny produkt o nawet niezłym składzie. Używam po każdym umyciu twarzy, wklepując dłońmi zamiast toniku. Naprawdę dobry produkt dzięki któremu kolejne kosmetyki wchłaniają się lepiej. Mimo, że mam skórę suchą to odnoszę wrażenie, że wersja w zielonej butelce (do skóry tłustej i mieszanej) przynosiła większe efekty (Recenzja)

6. Orientana, Azjatycki Rytuał Oczyszczający (Recenzja). Długo polowałam na te produkty i w końcu udało mi się je dostać w fajnej cenie w Super Pharm. Tak jak pisałam w recenzji, świetnie radzą sobie z oczyszczaniem skóry, mają bardzo dobre składy i są delikatne. Jednak do olejku na pewno nie wrócę ze względu na bardzo specyficzny zapach. Z pianką z miłą chęcią spotkam się jeszcze w mojej łazience.

7. Eveline,  Maseczka Oczyszczająco-Detoksykująca z aktywnym węglem i czarną glinką. Maseczki węglowe stały się ostatnio bardzo popularne. Przyznam szczerze, że kompletnie nie przypadły mi do gustu wersje peel-off. Zdecydowanie lepiej sprawdzają mi się wersje kremowe, takie jak ta. Maska miała przyjemną, gładką konsystencję. Buzia po niej była dobrze oczyszczona, ale nie ściągnięta. Myślę jednak, że dla skór problematycznych, tłustych lub zanieczyszczonych może to być zbyt delikatny produkt, Mi jednak bardzo odpowiadała.

8. Sylveco, Ziołowy Płyn do płukania ust. Jeden z lepszych płynów jakie miałam. Naturalny skład i delikatny, miętowo-ziołowy smak świetnie dbał o higienę jamy ustnej. Nie był mocny i nie palił w język, a jednocześnie dobrze odświeżał. Wrócę na pewno.

9. Noble Health Premium Collagen 500. Był to sproszkowany , morski kollagen , który piliśmy w postaci cytrusowej rozpuszczonej żelatyny. Produkt ten miał pozytywnie wpływać na naszą skórę, paznokcie i włosy. Niestety nie zauważyłam spektakularnych zmian. Może tez dlatego, że nie jestem super regularna w przyjmowaniu suplementów. Muszę jednak powiedzieć, że dobrze działał na stawy kolanowe, z którymi czasem mam problem.

10. Sanctuary SPA, nawilżający krem pod prysznic. Miałam napisać o tych produktach post, ale zdjęcia wyszły bardzo kiepskie. Niestety tak jak i same produkty. Myślałam, że będzie to coś wyjątkowego. Miały bardzo słabe składy, z silnymi SLSami na początku. Ten krem był jeszcze znośny, bo miał ładny, kwiatowy zapach. Natomiast olejek, który zużyłam wcześniej (Denko#8) spokojnie mogłabym porównać do słynnego olejku z Isany. Miał taką samą konsystencję i zapach... szkoda, że cena kilkukrotnie wyższa.



11. Gosh, puder bronzujący. Piękny puder o połyskującym wykończeniu. Na pewno nie dla fanek konturowania i dla pewno nie dla fanek matu. Świetnie imitował opaleniznę. Nakładałam go w wakacje własnie dla jej podkreślenia. Miał ogromną pojemność, stosowałam go i na dekolt i na nogi, a jak widzicie i tak go nie zużyłam. Miał ważność 18 m-cy , ale ja go w swoim zbiorze miałam ładnych kilka lat i pora była już się go niestety pozbyć.

12. Annabelle Minerals, podkład mineralny kryjący Golden Fair. Zdecydowanie moje ulubione minerały. Świetnie wyglądają na skórze, nie przesuszają jej, nie podkreślają suchych skórek. Niestety odcień Fair był dla mnie zbyt jasny i mogłam go używać jedynie zimą. Obecnie mam odcień LIGHT, który jest idealny.

13. Pierre Rene Advanced Lift. Byłam zaskoczona jakością tego podkładu, nie miałam jeszcze okazji używać podkładów Pierre Rene. Delikatny, lekki podkład,  który nie pozostawiał efektu maski. Miał lekkie krycie, które mogliśmy zbudować do średniego. Zostawiał satynowe wykończenie, zdrowej, promiennej skóry. Nie był może to super trwały podkład, ale utrwalony spokojnie wytrzymywał cały dzień pracy. Bardzo mi się podobał i chętnie do niego wrócę.

13. Maybelline, Collosal Big Shot Mascara. Nie polubiłam się z tym tuszem, gdyż miał ogromną szczotę, którą nie umiałam się malować. Zawsze nią się pobrudziłam. Gdy już opanowałam aplikację, to jego wygląd na rzęsach też niestety nie był spektakularny, ale nie był też zły. Taki przeciętniaczek.


14. YOPE, mydło do rąk, Figa. Regularnie kupuję te mydełka , gdyż mają dobry skład, nie wysuszają moich dłoni oraz mają śliczne zapachy. Tym razem skusiłam się na figę, ale moim ulubieńcem jest Werbena.

15. Hada Labo, maseczka w płachcie przeciwstarzeniowa. Oczywiście nie będę się wypowiadać na temat efektu anti-aging po jednym użyciu. Płachta jest bardzo dobrze nasączona esencją i fajnie przylega do twarzy. Po użyciu skóra jest dobrze nawilżona. Czyli daje taki efekt jak większość tego typu masek. Zgodnie z oczekiwaniami, ale bez szału.

16. Marion, maski warzywne. (Recenzja) Bardzo ciekawy pomysł na stworzenie maseczek. Rzeczywiście dawały fajne efekty na mojej skórze. Najbardziej spodobała mi się wersja z kurkumą. Niestety nie mogłam stosować ich na całą noc, gdyż mnie zapychały. Ale nałożone na 20 minut nawilżały, wygładzały i odżywiały skórę. 

17. Ziaja, maski do twarzy. Wiem, że glinki Ziaja są krytykowane za niezbyt dobry skład. Wiem , ale mimo wszystko je lubię, widzę po nich efekty oczyszczenia i nawilżenia skóry i nakładam wtedy, gdy nie chce mi się kręcić mojej własnej glinki.

18. Lancome , La vie est belle. Bardzo ładny, słodki i kobiecy zapach. Myślę nad tym, aby kupić pełne opakowanie (lub Chloe Love Story)

19. Chanel Gabrielle. Nie rozumiem fenomenu perfum Chanel. Nie przypadła mi do gustu, ani kultowa No.5, ani żadna z nowszych wersji (Madmoiselle, Gabrielle).

20. Lumene, próbki podkładu i rozświetlacza, makijaż hybrydowy. Oba produkty były bardzo lekkie i zastygające. Na skórze prawie niewidoczne, a jednak ją rozświetlały i nadawały wypoczętego wyglądu. Chętnie sięgnę po pełne wersje.

21. Madara, Sunflower fluid. Mimo całej sympatii do tej marki, to ten podkład okazał się niewypałem. Pachniał przyjemnie, pestkami słonecznika. Niestety smużył się na skórze i miał brzydki, pomarańczowy kolor.

22. Skinoren, krem z kwasem azelainowym. Według mnie to jeden z lepszych kremów na problemy skórne. Swego czasu cierpiałam na ogromny wysyp pryszczy na brodzie. Długo szukałam przyczyny, bo moja skóra jest skórą suchą i nigdy nie miałam tego problemu. Po wielu próbach winowajcą okazało się... MLEKO i nabiał. Po jego odstawieniu moje problemy się skończyły. Natomiast krem nakładałam punktowo na wypryski. Wysusza je i goi, zapobiega namnażaniu się bakterii. U mnie świetnie się sprawdził jako produkt rozjaśniający przebarwienia potrądzikowe. Trzeba jednak pamiętać, aby razem z nim używać krem z filtrem UV oraz dobry krem nawilżający, gdyż Skinoren mocno wysusza skórę.

I to już wszystkie moje zużycia z tego miesiąca. Ciekawa jestem, czy znacie te produkty i jak u Was się sprawdziły?

Pozdrawiam
Emi

grudnia 11, 2017

Equilibra - żel aloesowy.

Equilibra - żel aloesowy.
Witajcie!

Jak dobrze, że ten dzień się już kończy, bo miałam go pełnego niespodzianek. Tych nieprzyjemnych... niestety. Nie ma co się jednak załamywać, jutro jest nowy dzień :)

Aloes od kilku lat nieprzerwanie wiedzie prym wśród składników kosmetycznych. Moja sucha skóra bardzo lubi żel aloesowy, o czym mogliście przekonać się we wpisie o produkcie Holika Holika

Włoska robota

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić bardziej naturalną alternatywę do tego jakże popularnego, azjatyckiego żelu. A mianowicie jest to kosmetyk włoskiej firmy Equilibra. Czy okazał się równie dobry, jak jego koreański brat?



Nie szata zdobi kosmetyk

Żel zamknięty jest w miękkiej, plastikowej tubce z nakrętką. Mamy dodatkowe złotko jako zabezpieczenie i gwarancję, że nikt przed nami tego żelu nie używał. Tubka jest bardzo wygodna, dozuje odpowiednią ilość produktu. Podoba mi się bardziej niż w produkcie Holiki. Tam mimo designerskiego opakowania w kształcie liścia aloesu, dozownik mi się nie podobał, gdyż zawsze wypluwał z siebie zbyt dużą ilość produktu. Przez to nie był on wydajny.



Ale skład zdobi...

Żel aloesowy Equilibra ma bardzo przyjemną konsystencję, mam wrażenie że jest lżejszy i rzadszy niż jego azjatycki odpowiednik. Na skórze zamienia się w przyjemną, wodnistą konsystencję i szybko się wchłania. Nie wyczuwam też w nim jakiegoś konkretnego zapachu. Bardzo lubię w nim to, że ma bardzo prosty i naturalny skład. Żel Holika Holika mimo wielu ciekawych ekstraktów, miał też w sobie dodatek konserwantów i innych "ulepszaczy". Wolałam znaleźć coś lepszego pomimo, że sam żel spisał się u mnie dobrze

... i działanie...

Żel bardzo szybko wchłania się w skórę i dobrze ją nawilża. Pamiętajcie , że żel aloesowy nałożony na skórę i tak zostawiony nie spełni swojej funkcji. Co więcej może ją odwodnić. Ja swój żel wklepuję na skórę zwilżoną hydrolatem lub tonikiem. I to zamykam olejem lub kremem. A już najlepiej sprawdza mi się własnoręcznie wykonane serum z żelu i oleju. Moim hitem jest połączenie żel aloesowy+ olej konopny. Idealnie nawilża, wygładza i odżywia skórę. Mam wrażenie, że wszelkie ranki szybciej się goją.



Podsumowując

Jak dla mnie jest to bardzo dobry żel. Jego ogromnym plusem jest również jego cena, gdyż kosztuje ok 32 zł. Niestety nie jest on jakoś łatwo dostępny, musiałam go zamawiać przez internet. Jeśli chodzi o wydajność to jest ona bardzo dobra, wystarczy niewielka ilość żeby pokryć całą buzię i dekolt. Jest to produkt wielofunkcyjny. Ja stosuję go głównie do twarzy, ale można go nakładac na włosy, czy wspomagać odżywki czy balsamy. Być może jeszcze go kiedyś kupię, ale chętnie też spróbuję żel aloesowy z propolisem z Benton. Razem ze mną produkt stosowała również moja mama, która ma cerę wrażliwą i naczynkową. Niestety ją ten żel podrażnił, twarz się czerwieniła, co nie działo się w przypadku żelu z Holika Holika.

A Wy, lubicie żele aloesowe? Używacie w swojej pielęgacji?

Miłego wieczoru.
Emi

grudnia 09, 2017

Azjatycki rytuał oczyszczający od Orientany.

Azjatycki rytuał oczyszczający od Orientany.
Witajcie!

Nareszcie mamy weekend i całe szczęście świeci słońce. Taka pogoda od razu ładuje mnie pozytywną energią.

Jak wiecie moim ulubionym sposobem oczyszczania skóry jest dwuetapowe oczyszczanie. Jako, że lubię też testować nowe produkty skusiłam się na zestaw : olej i piankę od Orientany. To pierwsze produkty tej naturalnej marki, które używałam. Jeśli jesteście ciekawe, czy się u mnie sprawdziły to zapraszam do czytania.



Pierwszym etapem azjatyckiego rytuału jest oczywiście olej. Orientana proponuje nam Odżywczy Bio Olejek do Demakijażu Neem. Jest on zamknięty w ładnej, minimalistycznej, białej butelce z zielonymi napisami. Dodatkowo butelka została zaopatrzona w wygodną pompkę. Bardzo lubię takie rozwiązanie. Produkt składa się w 98% z naturalnych olei: neem, ryżowy, sezamowy, słonecznikowy i ze słodkich midałów. Olej nie jest ciężki. Bardzo dobrze rozprowadza się po twarzy i rozpuszcza makijaż. Jest on delikatny, nie podrażnia oczu dlatego możemy go stosować do demakijażu całej twarzy. Olejem możemy zrobić dokładny masaż twarzy tak, aby doczyścić ją ze wszelkich zanieczyszczeń. Ja zawsze robię dwa mycia olejem. Za pierwszym razem rozpuszczam dokładnie makijaż, spłukuję wszystko wodą. Drugie mycie olejem jest dłuższe. Dokładnie masuję skórę we wszystkich załamaniach, szczególnie przy nosie. Dodatek oleju neem działa antywirusowo i antybakteryjnie dzięki czemu goi powstałe krostki oraz zabezpiecza przed powstawaniem nowych.  Niestety olej ten ma bardzo intensywny i jak dla mnie nieprzyjemny zapach. Czułam go jeszcze bardzo długo w nocy, nawet gdy nałożyłam pachnący olej, czy krem na twarz. 

Olej nie zawiera w sobie emulgatora dlatego nie da się go zmyć jedynie wodą. Trzeba zastosować żel lub mydło. Dla mnie to nie jest minus, gdyż własnie takich produktów używam najchętniej. Nie mogę przekonać się do produktów emulgujących. I tak zawsze stosuję jakiś żel.


Drugim etapem oczyszczania jest Nawilżająca Bio Pianka do Mycia Twarzy Grudlina Japońska. Pianka jest zamknięta również w białej buteleczce, ale tym razem z pomarańczowymi napisami. Posiada pompkę, która dozuje nam delikatną piankę. Produkt jest delikatny, nie zawiera ani SLS/SLES ani mydła. Znajdziemy w niej tylko naturalne składniki pochodzenia roślinnego. Została wzbogacona w ekstrakt z gurdliny japońskiej, która działa nawilżająco i kojąco na skórę.

Niestety pianka nie do końca się u mnie sprawdziła do wieczornego oczyszczania twarzy. Według mnie jest zbyt delikatna, pęcherzyki powietrza bardzo szybko pękają i trzeba dokładać kolejną warstwę. Miałam wrażenie, że nie do końca dobrze domywa nałożony olej. Nie chciała też współpracować ze szczoteczką Foreo Luna. Twarz szybko robiła się sucha i szczoteczka nie chciała po niej sunąć. Natomiast świetnie sprawdziła mi się do porannego mycia. Jest bardzo delikatna i pozostawia skórę nawilżoną. Nie ma uczucia ściągnięcia, co niestety często mi towarzyszy.



Podsumowując. Bardzo podoba mi się skład obu kosmetyków. Olej bardzo dobrze radzi sobie z demakijażem. Podczas jego używania nie zapchał mnie, ani nie podrażnił. Jest to dobry produkt, ale ja niestety do niego nie wrócę ze względu na bardzo intensywny i nieprzyjemny. Jeśli nie jesteście wrażliwe na zapachy i lubicie demakijaż olejami to jak najbardziej polecam.

Pianka również mi się spodobała i chętnie do niej wrócę, ale będę jej stosowała rano, gdyż jest to produkt delikatny, jak dla mnie zbyt delikatny do zmywania oleju.

Stosowałyście kiedyś kosmetyki Orientana? Może macie swoich ulubieńców z tej marki? Bardzo ciekawi mnie ich peeling enzymatyczny z papają.

Miłego weekendu!
Emi

grudnia 03, 2017

HIT LISTOPADA. Senelle Summer: Rewitalizujące serum do twarzy

HIT LISTOPADA. Senelle Summer: Rewitalizujące serum do twarzy
Witajcie!

Jak wiecie, ulubieńcy kosmetyczni nie pojawiają się na moim blogu regularnie. Wynika to z tego, że jeśli coś polubię to używam tego przez cały czas, aż się nie skończy. A nudne byłoby pokazywanie Wam ciągle tych samych kosmetyków. Wpadłam więc na pomysł, że będę publikować wpis o ulubieńcu danego miesiąca. 

W ubiegłym tygodniu na moim blogu pojawiały się recenzje kosmetyków Senelle. Muszę przyznać, że zarówno peeling jak i krem pod oczy bardzo mi się spodobały. Jednak to produkt z serii Summer skradł moje serce. Mowa oczywiście o Serum rewitalizującym do twarzy.





Bardzo lubię produkty, które mają konsystencję olejową. Serum Senelle znajduje się w szklanej butelce z pipetą. Dzięki temu możemy dozować taką ilość produktu, jaką potrzebujemy. W przypadku serum wystarczy kilka kropli, aby pokryć całą twarz. Tak, jak i inne produkty serum pachnie bardzo przyjemnie, owocowo. Kojarzy mi się z zapachem śliwek. Olejowe serum mimo swej dosyć tłustej konsystencji bardzo dobrze się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze. Na mojej suchej cerze sprawdza się zarówno na noc jak i na dzień, pod makijaż. Jego konsystencja świetnie się także sprawdza do wykonania masażu twarzy.  

Sekret serum tkwi w specjalnie wyselekcjonowanych olejach: lnianym, z pestek pomidora oraz ze słodkich migdałów. Mają one za zadanie mocno nawilżyć skórę oraz ją ujędrnić. Drogocenne oleje wzbogacono o innowacyjne olejowe substancje aktywne: Oléoactif® DIAM 1% oraz Oléoactif® Pomegranate 2%. Olej z nasion kakaowca intensywnie rozświetla skórę, a witamina E jest antyoksydantem, który wzmacnia barierę naskórkową. Produkt można stosować pod swój ulubiony krem. U mnie jednak świetnie spisał się solo.




Aby jak najlepiej przetestować działanie serum, odstawiłam wszystkie inne kosmetyki i kremy. Na noc nakładałam na twarz oraz dekolt jedną pipetkę produktu. Serum ma bardzo delikatną, aksamitną konsystencję i bardzo dobrze rozprowadza się po skórze. Intensywny, owocowy zapach uprzyjemnia aplikację. Rano skóra jest świetnie zregenerowana i ujędrniona. Poza tym jest przyjemnie nawilżona. Tak, jakbym zastosowała kilka kosmetyków intensywnie nawadniających. Dlatego przed nałożeniem makijażu wystarczyło mi tylko przetrzeć twarz tonikiem i dołożyć dosłownie 3 kropelki tego serum.

Po miesiącu używania muszę przyznać, że moja cera jest w świetnym stanie. Wygląda na bardzo wypoczętą i ujędrnioną - myślę, że jest to także zasługa regularnych masaży, które wykonuję tym olejkiem. Mimo bogatego w oleje składu, kosmetyk nie zapchał mojej cery, nie pojawiły się żadne pryszcze, czy podskórna kaszka. Co więcej, mam wrażenie że moje przebarwienia trochę się rozjaśniły. Muszę przyznać, że dawno nie trafiłam na tak dobry produkt i myślę, że na stałe zagości on w mojej kosmetyczce.




Pozdrawiam!
Emi

Post powstał przy współpracy z marką Senelle. Nie wpłynęło to na moją opinię o produkcie.

listopada 29, 2017

Senelle Autumn: Optymalizujący krem pod oczy

Senelle Autumn: Optymalizujący krem pod oczy
Witajcie!

Ostatnio pisałam Wam o peelingu z serii Senelle Autumn. Dzisiaj mam dla Was recenzję kremu pod oczy, a w piątek pojawi się ostatni wpis, który będzie dotyczył serum.



Krem pod oczy to bardzo ważny kosmetyk w mojej codziennej pielęgnacji. Co prawda nie mam problemów z zasinieniami (praktycznie nie używam korektora) lub opuchnięciami. Ale moja skóra ma tendencje do przesuszania i jeśli tak się dzieje to właśnie najszybciej dostrzegam to w okolicach oczu. Skóra staje się wtedy nieprzyjemnie napięta i usiana małymi zmarszczkami. Wtedy każdy makijaż nie wygląda na niej dobrze, a skóra zyskuje kilka lat w gratisie. Dlatego bardzo lubię, szczególnie na noc bardzo treściwe, gęste i wręcz masełkowate konsystencje. Na dodatek nakładam je solidną warstwą, aby skóra przez noc dobrze się najadła i napiła.

Senelle krem pod oczy

Bardzo urzekło mnie opakowanie tego kremu. Dostajemy go w uroczej, czerwonej, szklanej buteleczce. Jest ona jednak przeźroczysta i jesteśmy w stanie kontrolować ile kremu nam jeszcze pozostało do zużycia. Na duży plus zasługuje fakt, że kosmetyk ma pompkę. Uwielbiam tego typu rozwiązania, gdyż są bardzo wygodne i higieniczne. Nie wprowadzamy do słoiczka zbędnych bakterii z naszych palców. Pompka działa bez zarzutu. Za jednym naciśnięciem dozuje dosyć sporą ilość kosmetyku. Ale wieczorem nakładam po jednej pompce pod każde oko. Robię delikatny masaż tej okolicy i kosmetyk wklepuję w skórę. W dzień, pod makijaż tę jedną pompkę dzielę na dwa. Krem pachnie przyjemnie, owocowo, ale niezbyt intensywnie.


Senelle  krem pod oczy


Senelle  krem pod oczy


Senelle krem pod oczy

Krem ma gęstą konsystencję, ale nie jest ona taka typowo masełkowata. Mimo tego bardzo ją lubię. Krem bardzo dobrze wchłania się na skórze i pozostawia ją dobrze wygładzoną i nawilżoną. Rano skóra wygląda na wypoczętą. Krem zawiera w sobie oleje  z pestek malin, z nasion tungowca molukańskiego, z orzechów włoskich. Mają one za zadanie odżywić i zregenerować skórę. Mimo bogatego składu krem dobrze się wchłania i nie obciąża tej delikatnej okolicy. Dopełnienie stanowią Oleoactif® Diam 2%, który jest silnym antyoksydantem i Oleoactif® Pomegranate 2% wzmacniający barierę hydrolipidową skóry. Krem rozjaśnia skórę pod oczami, niweluje opuchliznę, widocznie wygładza. Jeśli chodzi o te ostatnie zalety to niestety nie jestem najlepszym testerem, gdyż nie mam tego typu problemów. Mogę jednak wypowiedzieć się na temat nawodnienia i wygładzenie, gdyż po użyciu kremu skóra pod oczami jest bardzo dobrze ukojona i wygląda świetnie. Rano nakładam go w niewielkiej ilości i po ok 30 minutach robię makijaż. Wszystkie produkty jakich używałam (korektor Catrice, puder mineralny Anabelle, płynne podkłady) wyglądają na nim bardzo dobrze, a skóra jest rozświetlona.

Senelle krem pod oczy

Senelle Krem pod oczy

Do tej pory moim ogromnym ulubieńcem jeśli chodzi o kremy pod oczy, był produkt z olejem z Avocado z Kiehls. Niestety mimo świetnego działania nie bardzo podobają mi się składy tamtych kosmetyków więc szukałam godnego zastępcy. I wiecie co? Chyba znalazłam :)




Kosmetyki Senelle możecie zakupić TUTAJ
Pozdrawiam!
Emi

Post powstał przy współpracy z firmą Senelle, jednak nie wpłynęło to na moją opinię o kosmetykach.
Copyright © 2016 Uroda Według Blondynki , Blogger