października 28, 2017

Fresh&Natural pasta do mycia twarzy.

Fresh&Natural pasta do mycia twarzy.
Witajcie!

Każdy kto mnie choć trochę czyta ten wie, że moim ulubionym sposobem demakijażu jest ten za pomocą olejków. A ściślej  rzecz ujmując balsamu na bazie maseł i olei. Co prawda mam już pewnych ulubieńców (patrz mój własnoręcznie robiony balsam) ale cały czas szukam ciekawych kosmetyków. Firma Fresh&Natural bardzo zaskoczyła mnie jakością swoich produktów : soli borowinowej oraz korzennego peelingu dlatego, gdy na rynku pojawiła się tez pasta do mycia twarzy wiedziałam, że i ją chcę przetestować.




Pasta Fresh&Natural to unikalny, innowacyjny produkt do demakijażu i mycia twarzy. Mieszanka naturalnych olejów roślinnych dokładnie oczyszcza skórę, pozostawiając ją odświeżoną, delikatnie zmiękczoną, bez uczucia ściągnięcia i gotową do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Pasta nadaje się do każdego typu cery. Taka forma oczyszczania nie narusza warstwy hydrolipidowej skóry, więc nie pobudzi gruczołów do nadmiernej produkcji sebum oraz nie pozbawi naskórka naturalnej ochrony.

Pasta znajduje się w wygodnym słoiczku z którego łatwo wyjąc odpowiednią ilość produktu. Pierwsze, co bardzo się rzuca po jego otwarciu, to intensywny  ziołowy zapach. Aczkolwiek możemy w nim wyczuć także nuty cytrusowe oraz szałwii. Jeśli używacie naturalnych kosmetyków to ten zapach jest według mnie bardzo miły. Osobom, które mąci dzień używają produktów perfumowanych może on się wydać zbyt aptekarski.

Jak wszystkie kosmetyki Fresh&Natural pasta ma naturalny skład. Znajdziemy w niej przede wszystkim masło kakaowe, oliwę z oliwek oraz olej rycynowy. Jako detergenty użyto delikatne środki myjące pozyskane z oleju kokosowego. Są one bezpieczne dla naszej skóry i oczu, ale jednocześnie dobrze ją oczyszczają. Dodatkowym wzmocnieniem oczyszczania są olejki eteryczne. Produkt jest hydrofilny, czyli nie pozostawia tłustej warstwy po zmyciu go wodą.

Mimo dużej ilości maseł produkt ma bardzo przyjemną konsystencje. Jest ona w firmie napompowanego powietrzem musu. Po rozgrzaniu w dłoniach zmienia się w olej, ale jest rzeczywiście trochę ciągnący. Pasta bardzo przyjemnie rozprowadza się po twarzy. Można nią zrobić dokładny masaż skory i oczu i dzieki temu porządnie doczyścić wszystkie zakamarki. Produkt nie szczypie ani nie podrażnia oczu. Na początku byłam trochę sceptycznie nastawiona do tego, aby spłukać go jedynie wodą. Dlatego po użyciu pasty myłam twarz jeszcze żelem. Jednak od jakiegoś czasu już tego nie robię i nie zauważyłam żadnych niespodzianek. Skóra jest świetnie umyta z wszelkich zanieczyszczeń i kosmetyków. Ale jednocześnie nie jest ona sucha ani ściągnięta . Bardzo mi się podoba taka forma demakijażu. Na pewno dużo bardziej niż płynne oleje.

Dlatego kolejny produkt Fresh&Natural spokojnie mogę wpisać na listę moich ulubieńców.

Znacie produkty tej polskiej marki? Może coś szczególnie polecacie?

Pozdrawiam
Emi 💋

października 20, 2017

Makijaż nowościami, pierwsze wrażenie.

Makijaż nowościami, pierwsze wrażenie.
Witajcie!

Pod ostatnim postem z nowościami miesiąca pytałam, czy chciałybyście makijaż nowymi produktami oraz moją krótką opinię o nich. Duża część osób była zainteresowana takim wpisem także postanowiłam go dla Was przygotować.


PRZYGOTOWANIE

Na twarz nałożyłam swoją ostatnio standardową pielęgnację, czyli toner oraz emulsję z Benton i odczekałam ok 20 min aż się wchłonie.


Następnie nałożyłam na twarz bazę rozświetlającą Bielenda Peral Base. Mam bazę różową, która ma za zadanie poprawić koloryt naszej cery. Mam ją już od jakiegoś czasu, zużyłam ok 1/3 opakowania i szczerze Wam powiem, że nie wiem co o niej myśleć. Jest to bardzo delikatny produkt. Lekko rozświetla skórę i lekko ją nawilża, aczkolwiek jeśli nałożymy matujący podkład to ten efekt znika. Natomiast bardzo fajnie wygładza skórę i sprawia, że podkład lepiej się na niej rozprowadza. Plus za to, że mnie nie zapchała.


TWARZ.

Podkład, którego użyłam to Pierre Rene Advanced Lift. Jest to bardzo fajny podkład nawilżający. Jego krycie jest raczej delikatne, ale można je zbudować do średniego. Na pewno nie poradzi sobie z problematyczną cerą, ale świetnie wyrównuje koloryt i tuszuje przebarwienia. Jak dla mnie to idealny, lekki podkład na co dzień. Jeśli chodzi o ujędrnienie o którym pisze producent to nic takiego nie zauważyłam.


Rzadko robię konturowanie na mokro, ale muszę przyznać, że polubiłam się z kredkami od Golden Rose. Pod oczy nałożyłam odrobinę Color Corrector Crayon nr 53 czyli w żółtym odcieniu. Bardzo ładnie neutralizuje zasinienia chociaż ja nie mam z tym problemu. Tam gdzie podkład nie poradził sobie z przebarwieniami dołożyłam odrobinę kredki Concealer&Corrector Crayon nr 04. Na policzki nałożyłam najciemniejszą kredkę Contour Crayon Face Shaping nr 22. Kredki są bardzo miękkie i kremowe. Można je bardzo łatwo rozblendować i nie tworzą plam ani smug.

Całość delikatnie przypudrowałam pudrem ryżowym Ecocera. Lubię ten puder za to, że świetnie utrwala makijaż, nie bieli twarzy. Używam go jednak tylko letnią porą, gdy jest ciepło i moja skóra ma większą tendencję do świecenia się. Zimą, gdy moja skóra robi się coraz bardziej sucha najczęściej pomijam w ogóle ten krok, albo używam delikatnego pudru.



Następnie użyłam nowości od Freedom Makeup czyli palety Pro Artist HD Hghlighter& Counturing Set. To bardzo fajne rozwiązanie dla osób, które na co dzień się konturują, gdyż mamy wiele odcieni w jednym miejscu i możemy je dowolnie mieszać. Rozświetlacze są raczej delikatne, bronzery mają ładne kolory. Każdy, myślę wybierze odcień idealny dla siebie. Dobrze się rozcierają i nie tworzą plam. Trzeba jednak uważać na te najciemniejsze, gdyż są mocno napigmentowane więc uważajcie z ich ilością.


Dalej na policzki trafiły dwa produkty z Bell, które kupiłam w Biedronce. Róż - 2 Skin Pocket Pressed Rouge to piękny, przybrudzony kolor. Jeśli przyjrzymy się mu bliżej to ma w sobie drobinki. Natomiast na twarzy ich nie widać. Daje on bardzo naturalny, lekko satynowy efekt na policzkach. Tak samo dzienny efekt daje rozświetlacz Perfect Strobing&Highlighter. Ma on lekko złotawe zabarwienie, a na twarzy daje delikatną taflę. Jeśli nie lubicie mocnych rozświetlaczy to jest to zdecydowanie produkt dla Was.




OCZY

Na powieki nałożyłam cienie z mojej nowej palety Chocolate&Peaches. Powiem Wam, że wręcz zakochałam się w tych ciepłych odcieniach. Bardzo lubię palety Makeup Revolution. Są one dobrze napigmentowane, a z cieniami bardzo łatwo się pracuje. Jeśli jeszcze nie macie własnej czekoladki to polecam, wybór kolorystyczny jest ogromny i na pewno znajdziecie tę odpowiednią dla siebie.

Zrobiłam także delikatną kreskę kredką ze Smashbox Always Sharp Waterproof Kohl Eyeliner RAVEN. To jest dopiero ciekawy produkt. Kredka sama się temperuje za każdym razem jak odkręcacie skuwkę. Poza tym jest bardzo miękka i łatwo zrobić nią fajną kreskę, można ją bez problemu rozetrzeć.

Rzęsy wytuszowałam mascarą L'Oreal Paradise Extatic. Bardzo zachwyciło mnie opakowanie tego tuszu. Jest piękne, w kolorze rose gold i na pewno cieszy oko. Bardzo przeraziła mnie jego klasyczna szczoteczka i mokra formuła. Na początku tusz ten bardzo zlepiał rzęsy i odbijał mi się na powiekach. Natomiast spokojnie dałam mu ze 2-3 tygodnie i obecnie jestem z niego zadowolona. Tusz świetnie podkreśla rzęsy i nadaje im objętości. Nie kruszy się i nie odbija, nie tworzy także efektu pajęczych nóżek.




BRWI

Nie lubię mocno i sztucznie wyrysowanych brwi. Moje naturalne są dosyć gęste i jak na blondynkę ciemne. Dlatego staram się nie przedobrzyć i podkreślić je jedynie delikatnie. Na co dzień używam jedynie Golden Rose Brow Color Tinted Eyebrow Mascara nr 03. Bardzo podoba mi się to, że tusz ten ma bardzo malutką spiralkę dzięki której możemy precyzyjnie wyczesać włoski. Ma ona także delikatny kolor, co mi bardzo odpowiada. 

Tym razem przed nałożeniem mascary postanowiłam trochę mocniej podkreślić brwi i użyłam Freedom Makeup Duo Bros Powder CARAMEL BROWN. To zestaw bardzo ładnych pudrów do brwi - ciemniejszego i jaśniejszego. Nie są one rude, ale nie są także strasznie zimne - u mnie np. Maybelline Color Tattoo wypadał niemalże zielono. Dwa kolory można dowolnie mieszać do uzyskania pożądanego koloru.


USTA

Nie bardzo lubię na swoich ustach brązy, czy beże. Jeśli stosuję nudziaki to raczej te z różowymi tonami. Tym razem postanowiłam to zmienić i ze wszystkich trzech płynnych pomadek Freedom Makeup Polska Pro Melts Lipgloss  wybrałam odcień BARE. Pomadki mają bardzo fajną konsystencję, taką musową, bardzo dobrze się rozprowadzają. Na ustach nie dają takiego mocno zaschniętego matu. Powiedziałabym, że są bardziej satynowe.  Są bardzo komfortowe w noszeniu natomiast nie są zbyt trwałe, szybko się zjadają i niestety w niezbyt ładny sposób. Dlatego jeśli planujecie obiad to polecam po nim poprawić pomadkę.

Pod pomadkę nałożyłam także bazę Golden Rose Prime & Prep Lipstick Base. Myślałam, ze to kolejny balsam na usta. Jednak bardzo się myliłam. Pomadka ma silikonową konsystencję. Na ustach tworzy powłokę, która wygładza wszelkie zagłębienia, czy zmarszczki. Przede wszystkim pomadkę idealnie się rozprowadza, nie podkreśla ona suchych skórek ani załamań. Baza lekko przedłuża trwałość makijażu naszych ust.





Całość makijażu możecie obejrzeć na moim INSTAGRAMIE (produkty mogą się minimalnie różnić, ale efekt był identyczny)



Pozdrawiam
Emi


października 18, 2017

COSNATURE- olejek o zapachu włoskiego deseru

COSNATURE- olejek o zapachu włoskiego deseru

Witajcie!


Po raz kolejny miałam możliwość przetestowania kosmetyków naturalnych marki Cosnature. Tym razem zdecydowałam się na krem rumiankowy z solanką oraz olej migdałowo - kokosowy.

Jak wiecie oleje to nieodłączny element mojej pielęgnacji wiec bardzo szybko wzięłam się za jego testy.




Składniki: HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, DICAPRYLYL ETHER, SIMMONDSIA CHINENSIS SEED OIL, COCOS NUCIFERA OIL , PERSEA GRATISSIMA OIL, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS OIL, CALENDULA OFFICINALIS FLOWER EXTRACT, PARFUM, TOCOPHEROL, LINALOOL, LIMONENE, COUMARIN, BENZYL ALKOHOL.

Olej jest zamknięty w niewielkiej buteleczce z dziurką. Aplikacja produktu jest bardzo wygodna,gdyż otwór ten nie jest zbyt duży i możemy wylać taką ilość produktu jaką potrzebujemy.

Głównym atutem produktów Cosnature jest ich naturalny skład. Nie znajdziemy tutaj ani zapychajacej parafiny ani wazeliny. To, co jest charakterystyczne to ich bardzo intensywne zapachy. Mi to szczególnie nie przeszkadza, ale dla osób wrażliwych rzeczywiście może być to dokuczliwe. Muszą na to zwrócić uwagę również alergicy. Kiedy pierwszy raz nałożyłam ten olej na ciało i położyłam się spać mój mąż zapytał ... kiedy jadłaś tiramisu? 😂 To jego ulubiony deser więc jak mogłam go nie poczęstować.

Tak! Olejek ten pachnie właśnie tym deserem, a konkretnie migdałowym likierem amaretto który jest do niego dodawany...wielu osobom na pewno skojarzy się także z takim olejkiem migdałowym, dodawanym kiedyś do ciasta. Nie jest to zapach niemiły, ale jednak bardzo słodki i intensywny.
Moją ulubioną metodą jego aplikacji jest nałożenie na jeszcze wilgotną skórę po prysznicu. Po chwili delikatnie osuszam ciało ręcznikiem. Momentalnie skóra jest świetnie nawilżona, odżywiona i pachnąca. Jest to zdecydowanie najszybszy sposób i dla mnie najmniej męczący. A jak wiecie nie lubię się balsamować.

Olejek szybko się wchłania i nie jest na skórze mocno tłusty, ale przez jakiś czas pozostaje na skórze tworząc poślizg. Dzieki temu można spokojnie wykorzystać go do masażu ręcznego lub bańka chińską. To świetny sposób na ujędrnianie ciała,ale także na jego rozluźnienie i relaks.

Produkt przetestowałam również jako olej do włosów. I w tej roli również sprawdził się bardzo dobrze. Jeśli wasze włosy lubią olej kokosowy i słonecznikowy to może być to dobry wybór. Moje włosy po nim były miękkie, lejące i nawilżone. Bardzo ładnie się układały, a tem słodki zapach utrzymywał się do kolejnego mycia.

Podsumowując to bardzo dobry i wielofunkcyjny produkt. Dlatego właśnie lubię stosować w swojej pielęgnacji rożnego rodzaju oleje. Dodatkowym plusem jest jego korzystna cena oraz dostępność. Produkty Cosnature możecie znaleźć w Hebe , Drogerii Natura oraz drogeriach internetowych.

Pozdrawiam
Emi



października 13, 2017

NOWOŚCI #9 WRZESIEŃ 2017

NOWOŚCI #9 WRZESIEŃ 2017
Witajcie!

Z góry przepraszam za moją nieobecność zarówno tutaj jak i na instagramie

W październiku moje życie zawodowe zostało wywrócone nogami do góry. Dostałam nowe stanowisko i nowe obowiązki. Cały czas dużo się uczę, dużo wyjeżdżam, a w związku z tym mam niewiele czasu na internet. Ale mam nadzieję, że w przeciągu miesiąca-dwóch uda mi się wszystko ustabilizować i będę pojawiać się regularnie.

A tymczasem zapraszam Was na nowości Września :)



ZAKUPY




Na samym początku miesiąca skończył mi się olej do demakijażu z Orientany dlatego postanowiłam wypróbować coś nowego. Tym razem wybór padł na pastę z Fresh&Natural. Pasta ma bardzo charakterystyczny zapach i dobry skład choć przyznam, że zaskoczyło mnie to, że można zmyć ją samą wodą. Kupiłam ją w Drogerii Novaya.




W sklepie Skin79 skusiłam się na dużą obniżkę kosmetyków azjatyckich. Wreszcie do mojego koszyka trafiły słynne już produkty Benton, a mianowicie toner z żelem aloesowym oraz emulsja, która zawiera w sobie śluz ślimaka oraz jad pszczeli.




W Biedronce przyciągnęła mnie szafa Bell. Rozświetlacz nr 02 wygląda na skórze bardzo delikatnie i naturalnie, nadaje jej lekki blask. Natomiast róż jest w bardzo stonowanym, nieco przydymionym kolorze i świetnie nadaje się do codziennych makijaży.



Również w Biedronce sięgnęłam po masło do ciała Herbal Care z lawendą i mleczkiem waniliowym. Produkt ma naprawdę bardzo gęstą i zbitą konsystencję masła oraz intensywny zapach lawendy. Myślę, że osoby wrażliwe na zapachy nie będą zadowolone, może on być dla nich zbyt męczący. Cieszę się, że w tym produkcie nie ma parafiny.


Pod koniec miesiąca Hebe zorganizowało promocję 1+1 na produkty Nacomi. Jako ogromna fanka tych świetnych kosmetyków nie mogłam się nie skusić. Wybrałam mieszankę olei do olejowania włosów, gdyż mój Vianek sięga dna oraz scrub o zapachu słodkich wafli, bo przecież peelingów nigdy za wiele. Zdradzę Wam, że scrub najchętniej wyjadłabym łyżeczką z opakowania :D




W Superpharm nie mogłam się oprzeć promocji -50% na kosmetyki I heart Makeup. Kupiłam paletę w cudownych, ciepłych odcieniach czyli Chocolate&Peaches.

WSPÓŁPRACE


Organizatorzy Meet Beauty Conference przysłali nam paczkę niespodziankę wraz z zaproszeniem na przyszłoroczną, czwartą już edycję konferencji. W paczce znalazły się trzy produkty marki Dove: szampon do włosów farbowanych, antyperspirant w sprayu oraz mydło w piance. Na razie używałam jedynie antyperspirantu i jego orzeźwiający, gruszkowy zapach jest świetny! 

Oczywiście datę zapisów na konferencję już wpisałam do kalendarza, co i Wam polecam uczynić.



Z portalu wizaz.pl otrzymalam do przetestowania zestaw Mixa Hyalurogel w skład którego wchodzi żel do mycia twarzy oraz krem. Tak jak z żelem bardzo się polubiłam tak niestety krem zaczynam podejrzewać o zapychanie ze względu na dużą zawartość gliceryny. Na razie go odstawiłam, ale na pewno dam mu szansę.



 

Po raz kolejny otrzymałam także paczkę od Michała z bloga Twoje Źródło Urody z kosmetykami niemieckiej marki Cosnature. Tym razem do testów wybrałam sobie krem z rumiankiem i solanką oraz olejek do ciała migdał&kokos, który sprawia że pachnę jak pewien słynny włoski deser...ale tę historię usłyszycie już niebawem.


NAGRODA:











Natalia  z bloga Elfnaczi zrobiła mi ogromną przyjemność wybierając moją osobę jako laureata konkursu na jej IG. Dzięki temu w bardzo szybkim tempie trafiła do mnie przesyłka z kosmetykami kolorowymi Freedom Makeup. W paczce znalazła się paleta do konturowania twarzy wraz z pędzlem, duo do makijażu brwi oraz to co mnie cieszy najbardziej, czyli mnóstwo produktów do makijażu ust: trzy pomadki w płynie oraz paleta kremowych szminek.

Natalia, jeszcze raz bardzo dziękuję! 

 Oczywiście testy kosmetyków już się odbyły i zastanawiam się, czy nie pokazać Wam na blogu efektów tej zabawy i zrobić post w stylu "pierwsze wrażenie".

Chcecie?

Pozdrawiam
Emi

października 04, 2017

Denko # 9 Wrzesień 2017

Denko # 9 Wrzesień 2017
Witajcie!

Wrzesień już za nami. Od kilku dni mamy już jesień pełną gębą. Niestety aura też iście jesienna i niezbyt przyjemna.

A skoro mamy nowy miesiąc to pora także wyrzucić wrześniowe śmieci. Znalazło się tutaj kilka kosmetyków mojego męża, który nawet podzielił się ze mną swoją opinią. 

1. Eveline Dermapharm Slim Extreme 4D Professional, Koncentrat Antycellulitowy. Bardzo przyjemny w konsystencji kosmetyk, lekki i żelowy. Szybko się wchłaniał. Dobrze nawilżał i przy regularnym stosowaniu ujędrniał skórę. Natomiast ja nie bardzo wierzę w to działanie antycellulitowe, uważam że nawet zwykły olejek regularnie stosowany przyniesie takie same efekty. Większe znaczenie ma tutaj po prostu regularne masowanie. Nie wspominam już o odpowiedniej diecie i aktywności, bo to według mnie podstawa. Nie cierpię tego efektu chłodzenia, także na pewno go nie kupię.

2. No. 36 Spray chłodzący do stóp. Bardzo lubię takie produkty latem. Przynosi ulgę zwłaszcza podczas upałów. Chętnie kupię w przyszłym roku.

3. FussWohl płyn do kąpieli stóp z mocznikiem. Bardzo lubię sole i płyny relaksujące do kąpieli stóp. Stosuję je zawsze, przed zrobieniem pedicure. Taka kąpiel stóp zmiękcza zrogowaciały naskórek przez co łatwiej go usunąć oraz zmiękcza skórki wokół paznokci, które następnie usuwam patyczkiem. Chętnie jeszcze kiedyś do niego wrócę, ale obecnie używam soli z Delii.

4. Holika Holika Lazy&Joy. Krem do rąk w uroczym opakowaniu z puddingiem. I rzeczywiście miał konsystencję oraz słodki zapach budyniu. Mała tubka idealnie pasowała do torebki. Krem delikatnie otulał skórę dłoni, ale nie pozostawiał na niej ani tłustej ani lepkiej warstwy. Bardzo dobrze nawilżał. Chętnie wypróbuję inne koreańskie kremy do rąk, ten był moim pierwszym. Obecnie kończę krem z Make Me Bio.


5. Receptury Babuszki Agafii, maska drożdżowa. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych masek do włosów. Ma dosyć rzadką konsystencję więc trzeba nauczyć się z nią pracować. Ale po jej użyciu włosy są gładkie, miękkie i lśniące. Dodatkowo pięknie pachną. Na pewno jeszcze ją kupię. Obecnie używam maskę Biovax Perły i Kawior.

6. Alterra , szampon przeciwłupieżowy. Delikatny szampon bez sls. Mimo tego bardzo dobrze, ale łagodnie oczyszczał skórę głowy. Nie zawierał zapachu więc nie powodował podrażnienia skalpu. Dobrze radził sobie z łupieżem, nie powodował świądu. Został zużyty przez mojego męża.Na pewno jeszcze kiedyś mu go kupię. 


7. Sylveco, peeling enzymatyczny. Świetny peeling o cytrusowym zapachu. Ma kremową, oleistą konsystencję. Najlepsze efekty przynosi 3-minutowy masaż twarzy. Najlepsze efekty przynosił, gdy ten masaż robiłam Foreo Luna. Wówczas buzia była bardzo gładka i delikatna. Wszelkie kosmetyki, czy maseczki wchłaniały się idealnie.Chętnie do niego wrócę, to pierwszy peeling enzymatyczny z którym się polubiłam. Obecnie używam mikrodermabrazję z Mincer.

8. Mincer Vita-C Infusion, krem do twarzy. Krem o bardzo bogatej, maślanej konsystencji. Miał delikatny, cytrusowy zapach. Mimo, że na opakowaniu jest napisane, że jest to krem dzień/noc to uważam, że jego konsystencja jest zbyt treściwa na dzień. Nawet na mojej skórze lubiącej się przesuszać podkłady po prostu szybko się świeciły. Natomiast bardzo chętnie używałam go wieczorem. Nałożony grubszą warstwą idealnie odżywiał i nawilżał moją skórę. Rano była ona bardzo miła w dotyku i gładka.Myślę, że jeszcze wrócę do tej serii kosmetyków, gdyż świetnie mi się sprawdziła. Obecnie używam kosmetyków Benton.

9. Vianek, odżywczy krem do twarzy na dzień. To ulubiony krem mojego męża. Miał zarówno wersję na dzień jak i na noc. Kremy mają wygodne opakowania z pompką airless. Mają lekko pomarańczowy kolor i owocowo pachną. Jak to kremy tej firmy mają bogatą konsystencję i naturalny skład pełen olei i maseł. Nie każdej skórze będzie to odpowiadało więc koniecznie weźcie próbki.M. stwierdził, że chętnie dalej by je używał. Obecnie ma krem z granatem z Cosnature.

10. La Roche Possay Toleriane Ultra. Bardzo lubię kremy pod oczy w opakowaniach z pompką. To było dosyć dziwne, bo w środku znajdowała się jeszcze foliowa torebka i krem wyciskał się próżniowo. Niestety dla mnie był on zbyt lekki, świetnie nadawał się na dzień, pod korektor. Na noc potrzebuję jednak czegoś bardziej "maślanego".Obecnie używam krem z olejem arganowym Nacomi.

11. Mincer Vita-C Infusion, serum z wit. C. Jedno z lepszych serum z tą witaminą jakie kiedykolwiek stosowałam. Wygodna pipeta ułatwia jego aplikację. Skóra po nim była świetnie nawilżona i wygładzona. Drobne przebarwienia zostały rozjaśnione, a cała skóra zyskała niezwykły blask, takiej zdrowej promiennej cery.Tak jak pisałam wcześniej, chętnie wrócę do tej serii.



12. Skin79, Animal Mask, Sucha Małpa. Bardzo lubię maski w płachcie, o czym mogliście przeczytać w ostatnim poście.
Niestety te maski, oprócz tego, że zabawnie wyglądają nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Płachta była dobrze wycięta, dobrze nasączona i świetnie przylegała do skóry. Niestety po zdjęciu jej z twarzy nie dała mi jakiegoś dużego nawilżenia. Także trochę się zawiodłam na nich. Kupię, ale zdecydowanie inne maski w płachcie.

13. Holika Holika maseczka oczyszczająca. Tak jak pisałam w recenzji zbiorczej była nijaka. Ani nie oczyściła, ani nie nawilżyła jakoś specjalnie mojej skóry.

14. Hada Labo Tokyo, maska nawilżająca. Powiem Wam, że to bardzo dobre maski w płachcie. Są świetnie nasączone, esencja bardzo szybko wchłania się w skórę. Po zdjęciu maski cera była napompowana wodą i bardzo miła w dotyku. To świetna alternatywa jeśli nie chcecie zamawiać masek online, a macie dostęp do Rossmanna. Kupię na pewno w jakiejś promocji.

15. Tołpa, Dermo Face Hydrativ, dwuetapowy zabieg oczyszczająco-kojący. Saszetka zawierała peeling enzymatyczny o bardzo dziwnej konsystencji. Niestety nie zauważyłam po nim jakiegokolwiek efektu wygładzenia skóry. Maska, którą nakładało się po peelingu również była bardzo słaba. Po jej użyciu nie widziałam żadnych efektów.

16. Dermaglin, maseczka oczyszczająco-odżywcza. Szczerze mówiąc nie rozumiem fenomenu masek tej marki. Dla mnie są one bardzo przeciętne i dużo lepsze efekty przynoszą mi maski, które sama ukręcę z glinki i oleju. Nie kupię. Obecnie mam gotową maskę węglową z Eveline.



17. Fresh&Natural, Sól borowinowa. Ach! Co to był za świetny produkt. Idealnie nadaje się jako kąpiel relaksująca po ciężkim dniu lub po forsującym treningu - na obolałe mięśnie i zakwasy. Zapach jest nieco specyficzny, bo to mieszanka borowiny oraz lawendy, ale wsypana do ciepłej wody świetnie koi nerwy i rozluźnia mięśnie. Kupię lub zrobię własną wersję.

18. Batiste Tropical, suchy szampon. Nie cierpię tej wersji zapachowej, jest dla mnie mdła i męcząca. Szampon jest jednak skuteczny i przedłuża świeżość włosów. Natomiast stosuję go bardzo sporadycznie, gdyż niestety podrażnia moją skórę głowy, powoduje świąd i łupież. Nie kupię więcej, mam jeszcze wersję floral.

19. Wellnes&Beauty Mango&Kokos, czyli mój ulubiony peeling drogeryjny. Ma dobry skład, piękny słodki zapach, chętnie bym go wręcz wyjadła łyżeczką z opakowania. Przy tym drobinek cukru jest dosyć sporo więc dobrze ścierają martwy naskórek. Dodatek oleju kokosowego sprawia, że skóra jest powleczona nawilżającą warstwą i nie musimy już stosować balsamu. Dla mnie ekstra i często do niego wracam. Obecnie stosuję peeling kawowy z Nacomi.


I to już tym razem wszystkie moje zużyte produkty.

Ciekawa jestem, czy któryś z tych produktów mieliście i jak Wam się sprawdzał?
A może któryś szczególnie Was zainteresował?

Buziaki
Emi

Copyright © 2016 Uroda Według Blondynki , Blogger