wtorek, 29 maja 2018

BIOCHEMIA URODY : czy warto samemu robić kosmetyki?

Hej! 

Czy Was również męczą te upały? Ja owszem bardzo lubię, gdy jest ciepło i słonecznie, ale temperatura 25 st.C jest dla mnie zdecydowanie wystarczająca i optymalna. Większe temperatury utrzymujące się przez dłuższy czas zwyczajnie mnie męczą... zwłaszcza teraz... w dwupaku...

Zapewne każdy z Was kojarzy stronę Biochemia Urody. To właśnie tam można kupić wszelkiego rodzaju surowce kosmetyczne. Jest to tym bardziej wygodne dla osób początkujących, gdyż na BU można kupić gotowe zestawy, z już odmierzonymi składnikami. Jest to duży plus dla osób, które się nie znają lub które nie chcą się bawić w mierzenie i ważenie surowców. Ja jakiś czas temu zrobiłam zamówienie właśnie z tej strony. Tym razem zdecydowałam się właśnie na takie gotowe zestawy:







Biochemia Urody

olejek myjący

Olejki myjące.

Jak wiecie już od wielu lat używam do demakijażu jedynie olejków myjących. Ta metoda najbardziej pasuje mojej suchej skórze. Dlatego też co chwila kupuję nowy olejek lub balsam, który podbije moje serce. Na stronie Biochemii znajdziemy bardzo duży wybór olejków do mycia twarzy w zależności od potrzeb naszej cery. Ja zdecydowałam się na olejek różany ze względu na to, że ten olej bardzo lubi moja skóra oraz drugi olejek nagietkowy, który jest odpowiedni dla cery podrażnionej oraz naczynkowej. Zestaw składa się z dwóch produktów: oleju bazowego oraz emulgatora. W domu musimy po prostu te dwie części se sobą zmieszać.

Olejki są bardzo delikatne i dosyć wodniste. Nie są one mocno gęste i ciężkie na twarzy. Ponadto emulgator naprawdę działa i olejek bez problemu zmywa się wodą nie pozostawiając na skórze tłustej warstwy. Jeśli chodzi o zmywanie makijażu to nie mam im nic do zarzucenia. Radzą sobie z tym bardzo dobrze, domywają eyeliner i tusz do rzęs bez najmniejszego problemu. To, co mi osobiście przeszkadza to to, że dosyć szybko się spłukują i nie jestem nimi w stanie zrobić dłuższego masażu twarzy. W tej kwestii wolę chyba jednak olejki, które emulgatora nie zawierają. I tak zawsze po olejku używam delikatnej pianki, niezależnie czy jest to sam olej czy z emulgatorem. Jeśli chodzi o zapachy to muszę tu wspomnieć o wersji różanej, gdyż ma ona intensywny zapach tej rośliny. Jeśli nie lubicie to odradzam. Wersja nagietkowa jest raczej neutralna o delikatnym zapachu.

Esencja na naczynka

Esencje.

Bardzo zaciekawiły mnie dostępne na stronie esencje. Tutaj również jest duży wybór, w zależności od rodzaju i potrzeb cery. Poza tym możemy dobrać sobie oddzielnie hydrolat, który najbardziej odpowiada naszej skórze.

Pierwszą esencją, którą skompletowałam była ta na naczynka. Bazowym hydrolatem postanowiłam, że będzie różany. Tutaj, tak jak w przypadku oleju bardzo lubię się z tym rodzajem hydrolatu i często kupuję kosmetyki na jego bazie. W skład zestawu wchodzi mleczko winogronowe, kompleks na naczynka (oparty na ekstraktach ze skórki cytryny, nawłoci pospolitej i ruszczyka kolczystego) oraz kwas glicyryzynowy pozyskiwany z korzenia lukrecji. Wszystkie te składniki działają łagodzaco, gojąco, przeciwzapalnie, wzmacniają drobne naczynka krwionośne i redukują zaczerwienieni.

Esencja na naczynka ma płynną konsystencję.  Ja swój przelałam standardowo do atomizera z rozpylaczem. Hydrolat różany ma intensywny zapach więc jeśli go nie lubicie wybierzcie inny. Działanie produktu oceniam jak dobre. Rzeczywiście skóra po jego użyciu była ładnie nawilżona, a jej koloryt ujednolicony, Co do naczynek to stosuję tego typu produkty prewencyjnie, gdyż w mojej rodzinie wiele osób boryka się z tym problemem. Nie jestem w stanie na obecną chwilę stwierdzić w jakim stopniu te produkty działają, ale mam nadzieję że za kilka-naście lat okaże się, że jednak działały dobrze.

Esencja nawilżająca

Najbardziej pozytywnie zaskoczył mnie natomiast zestaw do stworzenia esencji do skóry suchej. Tutaj jako podstawę wybrałam ekologiczny sok z aloesu. Do tej pory używałam tylko żeli aloesowych ale ten sok okazał się hitem. Zestaw oparty na kompleksie lipidowo-liposomowym z dodatkiem ceramidu 3 oraz witaminach B5 i B3, które nawilżają, łagodzą, poprawiają strukturę i regenerację skóry odwodnionej, suchej i szorstkiej.

Esencja wychodzi bardziej gęsta niż na hydrolacie. Dlatego nie do końca nadaje się do stosowania w atomizerze, chlusta takim dosyć gęstym strumieniem. Natomiast to jak ona działa na moją skórę jest po prostu niesamowite. Cera jest idealnie nawilżona i odżywiona. Tak, jakbym nałożyła najlepszy krem. Idealnie sprawdziła się wklepywana dłońmi, ale jeszcze lepiej posłużyła mi do nasączania masek w tabletce. 10-15 minut z takim okładem i moja skóra była super zregenerowana. Przyznam się, że często już na nią nic nie nakładałam, bo taka pielęgnacja w zupełności mi wystarczyła. Na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę.

Żaden z powyższych produktów mnie nie uczulił ani nie spowodował zapychania. Natomiast weźcie pod uwagę, że są to produkty bazujące na naturalnych ekstraktach roślinnych, które są silnymi alergenami. Warto zapoznać się ze wskazówkami, które są zamieszczone na stronie i wybrać to, co będzie nam najbardziej odpowiadało.

A Wy kupujecie kosmetyki do własnego wyrobu? Uważacie, że mają szansę w starciu z tymi laboratoryjnymi?

Pozdrawiam
Emi

środa, 23 maja 2018

#OCH! Opowiem Ci historię, czyli blogerskie pogaduszki.

Hej!

Mam dzisiaj dla Was coś nowego i bardzo nietypowego. Taki wpis na moim blogu nie pojawił się chyba nigdy. Strona jest całkowicie zdominowana przez recenzje kosmetyczne i porady urodowe. A tutaj dzisiaj...NIESPODZIANKA... porozmawiamy sobie także na inne tematy, będzie trochę prywaty i sekretów.



Ale tym razem nie o mnie :)

Wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi blogerkami postanowiłyśmy podzielić się swoimi sekretami, nie tylko tymi urodowymi. Gościem, który będzie odpowiadał na moje pytania jest Kinga Gorzela, autorka bloga Blond Blog.


1. Co było momentem przełomowym, który zadecydował o tym że założyłaś bloga?
Przyznam, że momentem przełomowym był czas kiedy szukałam jakiegoś hobby, oderwania od pracy. Padło na bloga, bo już parę lat temu założyłam swoją stronę, lecz nie opublikowałam ani jednego wpisu i po czasie ją skasowałam. Stwierdziłam, że spróbuję jeszcze raz :)
2. A dlaczego właśnie tematyka kosmetyczna i urodowa?
Tematyka przyszła jakoś intuicyjnie. Może dlatego, że od kiedy pamiętam interesowałam się tematami urodowymi. Drugą opcją byłby pewnie blog książkowy - dalej zastanawiam się nad stworzeniem takiego :)
3. Czym jest dla Ciebie sukces w blogowym świecie? Co chciałabyś osiągnąć na tym polu abyś mogła określić to mianem sukcesu?
Bardzo ciężkie pytanie… Kiedyś uważałam, że sukcesem blogowym będzie fakt iż mogę porzucić pracę na etacie i utrzymywać się z bloga. Jednak teraz twierdzę, że sukcesem są stali czytelnicy :)
4. Oprócz bloga prowadzisz także sklep internetowy z pięknymi tłami fotograficznymi. Skąd pomysł na właśnie taki biznes?
Prowadzę to za dużo powiedziane :) Drukarnię + sklep internetowy prowadzi mój mąż, a ja jestem tyko jego wsparciem marketingowym i księgowym. Za pomysł też należą się brawa mężowi - kiedyś chciałam, żeby wydrukował mi deski, bo nie mam na czym robić zdjęć. Po czym wpadł na pomysł, czy może nie sprzedawać takiego produktu. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona, ale jak widać niepotrzebnie :)
5. Czym kierujesz się podczas wyboru kosmetyków?
Aktualnie jestem minimalistą kosmetycznym i bardzo rzadko kupuję kosmetyki. Jeśli jednak planuję zakup to, zależnie od typu kosmetyku, kieruję się składem, ceną i zapachem :) W produktach do twarzy staram się stawiać na skład, a np. w żelach do ciała i peelingach na zapach.
6. Czy na co dzień się malujesz i jaką rolę wg Ciebie pełni makijaż?
Tak, maluję się na co dzień, ale mój makijaż jest bardzo monotonny. Jedynie przy jakiejś większej okazji wyjmuję paletki z cieniami. A jaką rolę pełni makijaż? Na pewno dodaje mi pewności siebie.
7. Jaki jest Twój sposób na zrelaksowanie się po naprawdę ciężkim dniu?
Jestem typem domatora więc stawiam na relaks z książką bądź oglądanie seriali.
8. Co jest Twoją największą pasją? Oczywiście poza kosmetykami ;)
Tutaj pewnie wszystkich zaskoczę, bo moją pasją jest… praca! Uwielbiam pracować na etacie, w drukarni, sprzątać w domu :D Dziwna pasja, prawda?
9. Masz ogromną słabość do...?
Do psów. Z każdym na drodze muszę się przywitać :)
10. Gdybyś wygrała fortunę w totolotka i nie musiała już do końca życia pracować to...?
W sumie pewnie i tak bym pracowała. Ale gdybym miała fortunę to kupiłabym dom w Bieszczadach z wielkim ogrodem i otworzyłabym hotel dla psów.

Bardzo dziękuję Kindze za rozmowę i życzę jej spełnienia wszystkich swoich marzeń oraz dużej satysfakcji z prowadzenia bloga. A was wszystkich zapraszam do odwiedzenia jej bloga i social media :) Naprawdę warto!

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej informacji także o innych dziewczynach biorących udział w akcji to zapraszam do :

Patrycji: beautypediapatt.pl
A o mnie przeczytacie kilka słów u Magdy http://www.mazgoo.pl ;)

Miłej lektury!

Emi






piątek, 18 maja 2018

EKOCUDA - TARGI KOSMETYKÓW NATURALNYCH: MOJE WRAŻENIA + NOWOŚCI

Hej!

Moje nowości tego miesiąca rozbiły się na kilka części. A to dlatego, że uczestniczyłam w kilku ciekawych wydarzeniach i z każdego coś ciekawego przywiozłam. Na blogu możecie już przeczytać o konferencji Meet Beauty, a niebawem pojawią się także klasyczne nowości.

Natomiast dzisiaj chciałabym się skupić na targach Ekocuda, które odbyły się w dniach 21-22 kwietnia w Warszawie. Miałam okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu po raz drugi. Targi odbywają się w samym centrum Warszawy w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich. Jest to duży plus, gdyż mamy tam dobry dojazd komunikacją miejską. Natomiast nie polecam wybierać się tam samochodem. Mimo niedzieli bardzo trudno było nam znaleźć jakiekolwiek miejsce do zaparkowania. W efekcie mąż wypuścił mnie pod drzwiami, a sam miejscówkę znalazł dopiero na Placu Trzech Krzyży (dla tych co nie są z Warszawy - tak, to jest kawałek drogi ;) ).

Bardzo się cieszę, że w tym roku zostało udostępnione na potrzeby targów jeszcze jedno piętro. Było zdecydowanie mniej tłoczno i duszno niż w tamtym roku. No chyba, że trafiłam na porę, że było mniej osób. Same targi to świetna okazja, aby w jednym miejscu poznać marki kosmetyków naturalnych. I tutaj drugi plus. W tym roku organizatorzy naprawdę pilnowali, aby były to składy jak najbardziej naturalne. Niestety w tamtym roku byłam zaskoczona obecnością niektórych marek, które naturę maja jedynie w nazwie.  Dla mnie to tez świetna okazja do poznania całkowicie nowych, często małych i niereklamujących się manufaktur. A można tam znaleźć świetne perełki kosmetyczne. Dodatkowym plusem jest możliwość dotknięcia kosmetyków, które być może nas interesowały - sprawdzenia i konsystencji, a także porozmawiania z producentami. Sama na Ekocuda poszłam z gotową listą produktów i kupiłam to, co zamierzałam. Obyło się bez większych szaleństw :) 

Ekocuda, Sylveco
Dodaj napis

Oczywiście nie mogłam nie podejść do stoiska Sylveco i ich marek-córek, czyli Vianek i Biolaven. Bardzo lubię te kosmetyki, świetnie się u mnie sprawdzają. I uważam, że to dobre, podstawowe produkty do pielęgnacji cery. Jeśli ktoś nie ma mocno wymagającej skóry i nie oczekuje zaawansowanych efektów, to ja jak najbardziej polecam. Tym razem wybrałam dla siebie Nawilżający Balsam na Rozstępy, który będzie mi pomagał w pielęgnacji rosnącego brzuszka. Do koszyka trafiła także miętowa wersja mojej ulubionej Pomadki z Peelingiem. Reszta kosmetyków to prezenty urodzinowe dla mojej teściowej. Zarówno Olejek do Demakijażu jak i Tonik-Mgiełkę z serii łagodzącej miałam i byłam bardzo zadowolona z tych produktów. Dlatego je wybrałam, gdyż świetnie odżywiają i nawilżają suchą skórę, a mgiełka przyda się na nadchodzące upały. Krem do rąk Biolaven jest miłym, pachnącym uzupełnieniem zestawu.

Ekocuda, Ministerstwo Dobrego Mydła, Peeling Śliwkowy

Ekocuda, Ministerstwo Dobrego Mydła, Peeling Śliwkowy

Peeling śliwkowy z Ministerstwa Dobrego Mydła był już zachwalany na tylu blogach, że po prostu nie mogłam go nie kupić. Jak tylko go powąchałam to przepadłam. Ma piękny, marcepanowy zapach i gęstą konsystencję pełną drobinek cukru. Czym prędzej wykończyłam peeling z Vianek, aby móc wreszcie otworzyć to cudeńko. Nie mogę doczekać się pierwszego użycia.

Ekocuda, Fresh&Natural, Balsam Orzechowy

Ekocuda, Fresh&Natural, Balsam Orzechowy

Kolejnym produktem, który kupiłam za namową mojego nosa był Balsam Orzechowy od Fresh&Natural. Muszę przyznać, że wybór był trudny. Długo zastanawiałam się pomiędzy maliną, a orzechem.W końcu padło na ten aksamitny, puszysty mus o zapachu nadzienia z Kinder Bueno. Każdy łasuch dobrze mnie zrozumie. Używanie go to czysta przyjemność. jest bardzo lekki, dobrze się wchłania ale skóra jest po nim idealnie nawilżona i aksamitna.


Ekocuda, Republika Mydła

Ekocuda, Republika Mydła

Firmą całkowicie mi nieznaną była Republika Mydła. Okazało się, że oprócz mydła mają świetny krem poprawiający koloryt z olejem z rokitnika. Kupiłam go również na prezent dla teściowej. Sądząc po bogatym składzie będzie idealny dla cery suchej, dojrzałej ale także tej poszarzałej i zmęczonej. Do zakupu kremu dostałam w gratisie świetną, grejfrutową kulę do kąpieli, która działa jak bomba energetyczna. A także dwie próbki naturalnych mydełek.

Ekocuda, Klareko

Na mojej zakupowej liście znalazł się także producent naturalnych produktów do czyszczenia mieszkania, czyli Klareko. W domu od jakiegoś czasu staram się używać jak najmniej chemii- wiecie że używając tradycyjnych detergentów tworzymy w naszym mieszkaniu większy i bardziej trujący smog niż ten który jest za oknem? Staram się więc jak najczęściej używać naturalnych metod takich jak soda oczyszczona, sól , ocet. Ale czasem potrzebuję coś posprzątać na szybko (niespodziewani goście) ale chcę uniknąć ostrego zapachu octu. Poza tym w ciąży nie jestem w stanie go znieść. Dlatego zdecydowałam się na zestaw w wersji zapachowej pomarańcza - lawenda. Druga dostępną wersją był grejfrut-mięta, która mi osobiście pachnie popularnym Ludwikiem :) Hitem okazał się Mus Czyszczący - nigdy nie widziałam, żeby moja płyta indukcyjna była taka błyszcząca :)

Na blogu możecie już przeczytać o produktach do sprzątania YOPE


Muszę uznać tę edycję targów Ekocuda za bardzo udane. Mimo, że byłam tam tylko na chwilę, bo miałam na to nieco ponad godzinę to udało mi się kupić to co zamierzałam...i nie kupić nic dodatkowego :)

A Wy jaki macie stosunek do kosmetyków naturalnych? Lubicie, czy jesteście sceptycznie nastawieni?
Jak pewnie zauważyliście na blogu ja jestem ich ogromną fanką i coraz bardziej tego typu kosmetyki wypierają te drogeryjne. Ale może chcielibyście post z moimi obserwacjami i plusami używania właśnie naturalnych produktów?

Pozdrawiam
Emi

poniedziałek, 14 maja 2018

PIANKI DO MYCIA CIAŁA - PORÓWNANIE: NIVEA, ISANA, DOVE

Hej Hej!

W końcu nadszedł długo oczekiwany weekend . Czy cieszycie się tak mocno jak ja? Bo ja bardzo, gdyż cały tydzień był jakiś taki... zabiegany i męczący.

Ostatnimi czasy dużą furorę wśród produktów do mycia ciała robią pianki. Coraz więcej firm stawia na tego typu produkt. Szczerze mówiąc byłam dosyć sceptycznie do nich nastawiona... aż do czasu, gdy użyłam pierwszej z nich!



 Nivea Silk Mousse Vanilla&Caramel, Rhubarb&Raspberry . Pierwszą pianką, jaką miałam okazję używać była ta o zapachu maliny i rabarbaru z Nivea (nie mam zielonego pojęcia, gdzie podziały się jej zdjęcia. Wybaczcie) I momentalnie się w niej zakochałam. Zapach jest soczyście owocowy i odświeżający. Wanilia i karmel to całkowicie inna propozycja. Jest to ciepły, otulający zapach. Idealny na zimniejsze dni. Konsystencja pianek niczym się nie różni. Dyfuzor daje bardzo puszystą, napowietrzoną pianę która, na skórze robi się delikatnie kremowa. Działa on bez zarzutu do ostatniej kropli produktu. Bałam się, że pianka będzie mało wydajna, ale nic bardziej mylnego. Mała porcja rośnie na dłoni . Dwoma można umyć całe ciało. Chociaż dla mnie jest to tak przyjemna czynność, że mogłabym się nią myć bez końca. Pianka jest sztywna i gęsta dzięki czemu nie spływa ze skóry. Ta cecha sprawia, że są świetną pianką do golenia nóg maszynką. Pianka sprawia, że maszynka ma idealny poślizg i zabezpiecza przed zacięciami. Jak najmocniej polecam Wam ten produkt, gdyż jest świetny. Sama pewnie jeszcze niejednokrotnie skuszę się na jakąś wersję zapachową. Najmocniej kusi mnie ta klasyczna, o zapachu kremu Nivea.







Isana Lemon Taste, Rose Dream . Oczywiście Rossmann szybko podchwycił ideę puszystych pianek do mycia i wypuścił swoje warianty. Muszę przyznać, że odwzorowanie wyszło im bardzo dobrze. Pianki są również o delikatnej, puszystej konsystencji. Po wyciśnięciu na skórę szybko i mocno rosną. Nie spływają z ciała. Są delikatne i jedwabiste. Wersja Lemon Taste pachnie słodko - cytrynowo. Spodziewałam się nieco bardziej orzeźwiającego, cytrusowego zapachu. Jeśli jedliście kiedyś krem Lemon Curd to właśnie ten zapach najbardziej mi przypomina. Taki słodki, cytrynowy krem. Bardzo przyjemny. Drugi zapach, różany - jest bardzo delikatny i subtelny. Myślę, że nawet osoby które za różą nie przepadają z nim by się polubiły. A to dlatego, że nie jest nachalny i intensywny i nie ma nic wspólnego z babciną różą. Również i w tym wypadku pompki działają bez zarzutu do końca.



Dove Shower Foam Mild&Gentle - niestety ta propozycja nie przypadła mi do gustu. Ma całkowicie inną konsystencję niż wcześniejsze pianki. Jest ona mało napowietrzona i rzadka. Bardzo spływa z ciała, co niestety nie było komfortowe w użytku. Gdy odkręciłam pompkę okazało się, że w środku jest praktycznie sama woda z odrobiną mydła. Zużyłam ten produkt do mycia rąk i w tym celu sprawdziła się całkiem nieźle. Sama pompka jest dobra i działa bez zarzutu. Po skończeniu produktu wykorzystałam ją do zrobienia własnego mydełka i bez problemu pociągnie ona także bardziej gęstą konsystencję i zrobi z niej lepszą pianę. Jedynym plusem tego produktu był jego zapach. Klasyczny, kremowy. Widziałam, że Dove zrobiło teraz pianki na wzór tych z Nivea. Mam nadzieję, że będą lepsze niż pierwsza próba.

A Wy? Lubicie pianki pod prysznic, czy preferujecie raczej klasyczne żele?

Miłego wieczoru.
Emi

środa, 9 maja 2018

Meet Beauty IV - Krótka relacja i upominki.

Witajcie!

Meet Beauty Conference 2018 dobiegło końca. Miałam okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu już po raz drugi z rzędu. W tym roku konferencja została zorganizowana w Hotelu Lord w Warszawie. Jak zawsze organizatorzy przygotowali dla nas szereg atrakcji oraz ciekawych tematów. Także firmy współorganizujące wydarzenie postarały się, aby ich warsztaty oraz stoiska przykuwały naszą uwagę. Oczywiście każda z firm patronażowych przygotowała dla nas upominki. A zostały one nam wręczone w takich pięknych torbach. Każda z influencerek podczas zapisów określała swoją główną dziedzinę - u mnie była to oczywiście pielęgnacja. Jak zawsze torby różniły się zawartością w zależności od wybranej kategorii. Poza tym dodatkowe produkty można było uzyskać na warsztatach lub przy stoiskach poszczególnych marek.


Upominkiem, który chyba najbardziej mnie zaciekawił z całej zawartości był krem od Bartos Cosmetics. Jest to młoda, polska marka tworząca kosmetyki naturalne. W pięknym opakowaniu z higienicznym dozownikiem znajduje się krem odmładzający z komórkami macierzystymi jabłoni domowej. Poza tym krem ma silne działanie nawilżające, gdyż jego głównym  składnikiem jest sok z aloesu oraz kwas hialuronowy. Już nie mogę się doczekać aż go wypróbuję.



Drugą ciekawą marką jest O2 skin. Jest to również polska marka tworząca kosmetyki tlenowe do pielęgnacji twarzy. Musze przyznać, że bardzo zaciekawiła mnie technologia produkcji tych kosmetyków. Na warsztatach właścicielka marki trochę przybliżyła nam jak to wygląda w praktyce i jakie kosmetyki możemy nazwać tlenowymi, a jakie dotleniającymi. W efekcie trafił do nas całkiem pokaźny asortyment produktów : 4 z 6 dostępnych. W skład serii wchodzą : krem-żel na dzień, nawilżający krem na noc, rozjaśniający krem pod oczy oraz intensywnie nawadniające serum.






Jednym z ciekawszych wykładów na jakich byłam był ten o olejkach eterycznych prowadzony przez Klaudynę Hebdę. Klaudyna w bardzo przystępny, ale zarazem fachowy sposób opowiedziała nam o zastosowaniu olejków eterycznych, czym się różnią oraz w jaki sposób można je wykorzystać. Pokazała nam również skąd zdobywa surowce do swoich receptur. Na pamiątkę dostaliśmy pięknie pachnący olejek pomarańczowy, który już dodałam do serum aloesowo-olejowego aby nieco przytłumić zapach oleju konopnego.


Kolejnym upominkiem był pięknie zapakowany Bio Oil. Produkt myślę dobrze znany i polecany w pielęgnacji skóry. Z racji tego, że nie używam parafiny został podarowany w prezencie mojej mamie.


Firma Mediheal podarowała nam trzy maseczki w płachcie. Maskę z nadrukiem karnawałowym już przetestowałam i muszę Wam przyznać, że bardzo mi się spodobała. Jestem ciekawa działania pozostałych.



 Marka Roge Cavilles to dla mnie całkowita nowość, W swojej ofercie mają mnóstwo pięknie pachnących produktów do pielęgnacji ciała. Z tego bogatego asortymentu najbardziej urzekł mnie krem pod prysznic z zawartością masła shea o zapachu magnolii. 



Przy stoisku Efektima można było otrzymać różne produkty w zależności od preferencji i od rodzaju skóry. Trafiły do mnie miniaturki peelingów do ciała: oczyszczającego - z węglem aktywnym, antycellulitowego z algami oraz ujędrniającego z kokosem. Takie małe opakowania będą świetne na wyjazdy. Znalazła się tutaj także miniaturka balsamu z kofeiną. Oraz produkt, który sama sobie wybrałam czyli czarne, węglowe płatki pod oczy.


Bardzo ciekawe rozwiązanie zaproponowała Pollena Eva, która produkuje kosmetyki Eva Dermo. A mianowicie na stoisku była dostępna kosmetolog wraz z aparatem badającym naszą skórę. Ogólnie mój wynik nie był zły: cera jest dobrze unaczyniona, bez rozszerzonych naczyń , pory są minimalnie rozszerzone, zmiany depigmentacyjne są płytkie. Jednak tak jak się spodziewałam moja skóra jest bardzo słabo nawilżona, mimo że naprawdę robię co mogę. Piję dużo wody, staram się odpowiednio dbać o skórę, a jednak... w ciąży ten problem niestety tylko się pogłębia. Na podstawie wyników badań zostały mi polecone produkty: krem przeciwzmarszczkowy na dzień, peeling enzymatyczny oraz intensywnie nawilżający krem do stóp.


Oczywiście i w tym roku nie mogło zabraknąć Anabelle Minerals. Dobrze wiecie, że bardzo lubię tę firmę i często używam ich kosmetyków. Dlatego żałuję, że nie udało dostać mi się na warsztaty przez nich organizowane. W tym roku trafiły do nas kolejne dwa cienie mineralne z nowej kolekcji: white coffe i frappe. Na stoisku było również urządzone piękne, zielone tło na którym można było zrobić zdjęcie. Za udostępnienie go na Instagramie dostałam wielofunkcyjny olejek. Ja wybrałam wersję Stay Essential czyli najbardziej bogatą.





 Firma Pierre Rene pozwoliła nam wybrać kilka produktów, którymi najbardziej byłyśmy zainteresowane. Zainteresowanie było ogromne i gdy już doszłam do stoiska (pod koniec drugiego dnia) to niestety niewiele produktów pozostało. Ale wybrałam: bazę rozświetlającą, tusz do rzęs Performance oraz szminkę Royal Mat Lipstic, którą mam już w swoich zbiorach i uwielbiam. Mam trochę kosmetyków tej marki. Zastanawiam się, czy przygotować jakiś makijaż - pierwsze wrażenie z ich użyciem?


Z asortymentu paznokciowego w moje łapki wpadł pilnik o bardzo drobnej gradacji i dwa pyłki. Mirror Effect daje standardową, srebrna taflę natomiast w Prismatic Effect z miejsca się zakochałam. Ten kolor na czarnym lakierze mieni się odcieniami zieleni, miedzi i fioletu. Coś pięknego!






Z bardziej interesujących mnie obecnie stoisk była Mustela. Słyszałam wiele dobrego o kosmetykach dla kobiet w ciąży tej firmy. Na przetestowanie otrzymałam kultowy krem zapobiegający rozstępom. Już zaczęłam go stosować także niebawem recenzja się pojawi. Dostałam też zestaw miniaturek kosmetyków dla dzieci w wygodnej saszetce, który świetnie sprawdzi się , aby zabrać go do szpitala. W gratisie trafił do mnie także uroczy, pluszowy miś - Musti.



Firma So Chic obdarowała nas lakierem do paznokci oraz matową pomadką do ust. Mi przypadły bardzo odważne kolory. Czarnego lakieru na paznokciach raczej nie noszę. Natomiast szminka w pomarańczowoczerwonym odcieniu myślę, że będzie ładnie wyglądała przy opalonej karnacji.



Tołpa i tym razem mnie nie zawiodła. Postawiła na nowości. W pięknych, egzotycznych opakowaniach znajdują się peeling enzymatyczny oraz czarna maska detoksykująca. Dodatkowo żel micelarny z olejem z lnu - uwielbiam te delikatne żele! A także chusteczki złuszczające, które chetnie wykorzystam jesienią.


Marka Neess prowadziła warsztaty na których pokazała nam swój najnowszy hit - bazę peel off. Ma ona skrócić i ułatwić ściąganie lakieru hybrydowego. Od tej pory zrobimy to łatwo jedynie podważając lakier patyczkiem. Oprócz wspomnianej bazy trafił do mnie także lakier w bardzo modnym obecnie odcieniu Szmaragdowe Solo oraz dwa zabawne pyłki do zdobień. W paczce znalazła się także specjalna gąbka-czyścik do pędzli oraz szczotka do makijażu. Jestem ciekawa czy będę umiała się nią posłużyć.





I to już wszystkie upominki. Szkoda, że te dwa dni mijają tak szybko. Cieszę się, że ponownie mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu i spotkać się z dziewczynami, z którymi kontaktuję się jedynie przez internet. Każde Meet Beauty to nowa nabyta wiedza, ogrom świetnej zabawy oraz nowe znajomości :) Mam nadzieję, że zobaczymy się za rok!

Pozdrawiam
Emi

środa, 2 maja 2018

DENKO KWIECIEŃ 2017

Hej!

Jak Wam mija weekend majowy? Odpoczywacie, czy pracujecie? Ja na te wolne dni mam zaplanowaną serię spotkań towarzysko-grillowych. 

A tymczasem zapraszam Was na kilka recenzji o produktach zużytych w minionym miesiącu.


Khadi maska sandałowa (Recenzja) ach, co to był za świetny kosmetyk. Jak tylko trochę wykończę glinki, które posiadam to chętnie do niej jeszcze wrócę. Świetnie odżywiała skórę i ładnie wyrównywała koloryt.

Nacomi arganowy krem pod oczy - mimo, że za olejem arganowym mocno nie przepadam to ten krem spisał się naprawdę fajnie. Miał tłustą, maślaną konsystencję. Bardzo dobrze nawilżał i chronił cienką skórę wokół oczu. Jedyny zarzut mogę mieć do słoiczka - wolę opakowania z pompką, gdyż są bardziej higieniczne.

Mixa Hyalurogel (recenzja) zestaw, który trafił do mnie w ramach akcji testerskiej na wizaż.pl. Krem miał bardzo bogatą konsystencję. Idealnie nadawał się dla mojej suchej skóry jako produkt pielęgnacyjny na noc. Rano była świetnie nawilżona i gładka. Chętnie jeszcze kiedyś po niego sięgnę.

Holika Holika Lazy& Joy był to krem o przedziwnej konsystencji. Znajdowały się w nim żółte drobinki- ceramidy, które pod naciskiem palców pękały na twarzy. Sam krem bardzo przyjemnie nawilżał i pozostawiał na twarzy warstewkę ochronną. Miło go wspominam. Jeśli trafię na niego gdzieś w sprzedaży to być może jeszcze kupię.

Biochemia Urody sok z aloesu zużyłam do produkcji esencji nawilżającej, która okazała się ogromnym hitem! Miała bardzo dobre właściwości nawilżające i regenerujące skórę. Na pewno napiszę o niej więcej.

Vichy Slow Age to kolejny niewypał tej firmy, który trafił w moje ręce na jakimś blogerskim spotkaniu. Niestety po raz kolejny okazało się, że kosmetyki te mają w swoim składzie coś, czego moja skóra nie toleruje. Krem był bardzo lekki i szybko się wchłaniał jednak po kilku użyciach skóra była podrażniona i zaczerwieniona. Zużył go mój mąż jako krem na dzień, bo na noc stwierdził że jest zbyt lekki i rano budzi się z zasuszoną twarzą.

L'Oreal Skin Perfection to serum, które również nie przypadło mi do gustu. Było bardzo lekkie, jakby żelowe. Niestety zbyt słabo nawilżało. Mam wrażenie, że nic nie robiło.

W buteleczce z pipetką zazwyczaj znajduje się jakieś moje samomieszane serum do twarzy zazwyczaj składające się z żelu aloesowego lub hialuronowego i ulubionego oleju tym razem rokitnikowego. Regularnie wracam do tej mieszanki.


Alterra szampon w wersji sensitive był bardzo delikatny dla skóry głowy, ale jednocześnie skuteczny. Nie spowodował swędzenia ani łuszczenia się. Przy tym dobrze domywał włosy nawet z oleju czy maski i nie plątał ich. Myślę, że dla wielu osób plusem może być to iż jest on bezzapachowy. Jestem na tak.

Garnier Ultra Doux Intensywna odżywka z olejkiem arganowym i kameliowym. Miała bardzo dobrą konsystencję i piękny zapach. Po jej użyciu włosy rzeczywiście były gładkie i lśniące, ale nie przetłuszczone. Spisała mi się na pewno lepiej niż słynna maska z avokado.

Isana Proffesional maska z olejkami. Szczerze to nie zrobiła u mnie nic szczególnego, a wiem  że przez wiele osób i włosomaniaczek jest polecana. Raczej już do niej nie wrócę.





Nacomi Body Scrub Sweet Honey Wafers, czyli peeling o zapachu słodkich gofrów. Bardzo lubię te peelingi. Są delikatne, ale skuteczne. Pozostawiają na skórze lekką warstwę dzięki której nie ma potrzeby używania balsamu. Jedynym minusem był jego zapach. Przyjemny, ale jakby ktoś dosypał zbyt dużo proszku do pieczenia ;)

Cosnature olejek Kokos-Migdał (recenzja). Olejek, który bosko pachniał likierem amaretto. Mimo małej pojemności był dosyć wydajny. Stosowałam go do masażu ciała, olejowania włosów, ale najczęściej ze względu na zapach wlewałam kilka kropli do wanny z ciepłą kąpielą.

Lirene mgiełka bronzująca (recenzja) była naprawdę ciekawym produktem i bardzo skutecznym. Dawała efekt ładnej i równomiernej, złotej opalenizny. W miarę regularnego używania ten efekt można było pogłębiać. Niestety nie do końca odpowiadała mi forma sprayu, żebym chciała do niej powrócić, ale jeśli takie lubicie to polecam.

Nivea Silk Mousse Rhubarbar&Raspberry, uwielbiam te pianki! Maja tak śliczne zapachy oraz przyjemną, puszystą konsystencję, że mogłabym się nimi myć i myć. Obecnie testuję jeszcze pianki z Isana i na pewno pojawi się recenzja zbiorcza i porównująca :)

Alterra delikatny żel-krem myjący o zapachu malwy. Produkt miał bardzo delikatny i subtelny kwiatowy zapach. Skóra była po nim dobrze nawilżona, nie ściągnięta. Jednak ta konsystencja kremu nie do końca mi się spodobała. Miałam takie wrażenie jakbym myła się balsamem do ciała i nie mogła się domyć.

Sephora galaretka do mycia. Bardzo dziwny produkt, ładnie pachnący, ale niestety również miałam wrażenie słabego mycia chociaż nie jestem fanką pieniących się żeli z SLS to zarówno ten, jak i poprzednik byli zbyt mało odświeżający.




L,biotica maska złuszczająca do stóp. To zdecydowanie moje ulubione skarpetki z kwasami owocowymi. Bardzo skutecznie usuwają martwy naskórek i sprawiają , że skóra stóp jest miękka i gładka. W sam raz na letni czas i sezon odkrytych stóp.

The Body Shop Hemp Hand Protector (recenzja). Od 2015 roku nic się nie zmieniło. Nadal jest to mój ogromny ulubieniec i najlepszy krem do rąk, do którego wracam w sezonie zimowym. Jak na razie znalazłam tylko jeden produkt, który mu dorównał a mianowicie Make Me Bio Winter Care, ale ten krem nie jest dostępny samodzielnie, a jedynie w zestawach :( Dlatego myślę, że krem TBS jeszcze nie raz u mnie zobaczycie. 

Eveline SOS bardzo przyjemna pomadka do ust. Dobrze je nawilżała i regenerowała, ale miała bardzo dużą wadę, a mianowicie okropny smak. I pewnie dlatego więcej jej nie kupię.


L'Oreal Paradise Extatic. Sama nie wiem, co sądzić o tym tuszu. Szczoteczka była standardowa i bardzo gęsta. Sam tusz również długo był lepki. Przez to szczoteczka nabierała jego bardzo dużą ilość i oblepiała rzęsy. Naprawdę trudno mi się nim było nie ubrudzić lub nie posklejać rzęs. Ale jeśli się popracowało i ta sztuka się udała to efekt był naprawdę fajny.

Holika Holika Petit BB Cream (recenzja). Azjatyckie kremy BB to jedne z najbardziej wydajnych podkładów jakie miałam. Już niewielka ilość wystarcza, aby pokryć całą twarz. Krycie jest porządne, ale wykończenie delikatnie mokre. Moja sucha skóra takie lubi więc często nawet tego kremu nie pudrowałam. Dużym plusem jest zgrabna tubka, która zmieści się w kosmetyczce.

Ecocera puder ryżowy (Recenzja). Moja sucha skóra nie bardzo przepada za pudrami więc używam ich niezwykle rzadko. Najczęściej na większe wyjścia, gdy wiem że makijaż musi wytrzymać np całą noc lub latem, gdy skóra bardzo się poci. Puder ryżowy świetnie mi się spisuje zwłaszcza podczas upałów, gdyż mocno matowi cerę i gruntuje podkład. Dużym minusem jest jego tandetne opakowanie, ale widziałam, że chyba już zostało zmienione.



No i kolejna porcja maseczek. O Ziaji już chyba nie będę się rozwodzić. Te maski pojawiają się u mnie regularnie i bardzo je lubię. Bielenda maska w płachcie z kwasem hialuronowym: tak , jak lubię serię mezo serum z kwasem hialuronowym, tak uważam, że ta maska jest chyba najsłabszym jej ogniwem. Nie nawilża jakoś super. Płatki pod oczy Pilaten, bardzo kiepskie, odklejały się i nie widziałam większej różnicy po ich użyciu. Janda maseczka liftingująca - ot taka sobie, bez szału. Alma K peeling o ładnym, świezym zapachu. Drobinki były naprawdę delikatne, próbka była tak maleńka że zużyłam ją do twarzy. Nie wiem, czy do ciała (a do tego jest przeznaczony) nie byłby zbyt lekki.


Efektima maski żelowe o działaniu nawilżającym i ujędrniającym. Sam zamysł żelowych masek był bardzo fajny. Natomiast maski były umieszczone w ogromnej ilości płynu, ogromnej. Jak się je wyjmowało to wręcz ciekło, a w środku opakowania zostawało jeszcze tego płynu bardzo dużo. Sama maska była mocno wymięta i trudno było ją rozprostować, bo ten żel po prostu się sklejał. Poza tym po nałożeniu na twarz była tak śliska, że nawet leżąc na wznak się zsuwała. Trochę udało mi się to opanować zakładając silikonową maskę podtrzymującą. Po zdjęciu maski skóra była fajnie nawilżona (hialuronowa) lub fajnie napięta (algowa), ale chyba ze względu na ten dyskomfort używania więcej do nich nie wrócę.

I to już całe kwietniowe denko. W kwietniu ze względu na Meet Beauty i Ekocuda pojawiło się u mnie także sporo nowości, które już niebawem Wam pokażę.

Buziaki!

Emi