środa, 31 stycznia 2018

HIT MIESIĄCA! STYCZEŃ 2018

Witajcie!

Jak wiecie ulubieńcy nie pojawiają się u mnie zbyt często. Najczęściej jedynie na koniec roku i może w ciągu roku, gdy coś mnie zauroczy wyjątkowo.



Nie pojawia się tego dużo, gdyż jeśli już rozpocznę dany kosmetyk i mi się sprawdzi to używam go do końca. W związku z tym nie pojawia mi się co miesiąc nowy krem, czy szampon. Sprawę ogranicza jeszcze kwestia mojego postanowienia i niekupowania nowych kosmetyków. Postanowiłam jednak, co miesiąc wybierać jeden produkt, który mnie wyjątkowo zachwycił i zasłużył na miano ulubieńca miesiąca :)

W tym miesiącu na takie wyróżnienie zdecydowanie zasłużyła Sandałowa maska z Khadi, którą otrzymałam w ramach współpracy z drogerią Helfy.


Odżywcza maseczka sandałowa Khadi wnika głęboko w skórę i czyni ją gładką i odmłodzoną. Usuwa drobne zmarszczki i przebarwienia, po jej zastosowaniu skóra jest miękka i nawilżona. Kurkuma oraz drzewo sandałowe powoduje, że przebarwienia oraz inne niedoskonałości skóry znikają. Drzewko sandałowe jako naturalny środek upiększający ma długą tradycję w Indiach.

Masa netto: 50g
cena: 45,00 zł

Skład: Solum Fullonum (Fuller’s Earth ) · Calamine · Zincum Oxydatum (Zincoxide) · Santalum album (Sandalwood) · Zedoaria Rose (Curcuma) · Symplocos racemosa (Lodhra) · Azadirachta indica (Neem ) · Ocimum sanctum (Tulsi ) · Psoralea Corylifolia (Bawachi) · Berberis aristata (Tree Turmeric) · Cinnamomum camphora (Camphor)




Maseczka znajduje się w bardzo wygodnym, blaszanym pojemniku. Jest ona w formie sypkiej, jak naturalne glinki i łatwo z tego pojemnika dozować odpowiednią ilość produktu. Ma żółty kolor i zapach specyficzny dla kosmetyków indyjskich, nieco korzenny, kadzidlany. Mi się on jak najbardziej podoba, nie jest też jakoś mocno intensywny.

W masce jedynie naturalne składniki takie jak oczyszczająca glinka osadowa, sproszkowane drzewo sandałowe, czy kurkuma.  Drzewo sandałowe działa odżywczo oraz niweluje oznaki starzenia, a kurkuma ma działanie antybakteryjne oraz rozjaśniające. Mimo, że maska jest klasyfikowana jako oczyszczająca, do skóry tłustej i mieszanej to wybrałam ją, gdyż ma za zadanie również rozjaśniać koloryt cery oraz niwelować przebarwienia.

Muszę Wam przyznać, że jestem tym produktem wręcz zachwycona. Dawno nie miałam aż tak dobrej maski. Sam proszek rozrobiony z wodą delikatnie oczyszcza skórę, oczyszcza pory, ale nie sprawia że skóra jest wysuszona, czy ściągnięta. Oczywiście pamiętajcie, aby maska nie zastygła na twarzy, najlepiej co jakiś czas spryskać ją wodą lub hydrolatem. Robiłam z nią jednak różne eksperymenty. Dodana do jogurtu naturalnego świetnie nawilżyła skórę i mocno ją rozświetliła - tutaj pomógł jej jeszcze kwas mlekowy zawarty w nabiale. Natomiast moim ulubionym połączeniem jest dodanie do proszku soku z aloesu oraz oleju konopnego. Taka dawka składników idealnie nawilża i odżywia moją cerę. Gdy po 15 minutach zmywam maskę z twarzy, to jest ona bardzo miękka i gładka. Tak naprawdę nakładam jedynie hydrolat i nie muszę już używać kremu. Moja skóra jest szczęśliwa na maksa. Takie połączenie (z olejem lub jogurtem) sprawia, że glinka nie zasycha tak szybko więc nie trzeba twarzy spryskiwać hydrolatem. Jeśli chodzi o kwestię najważniejszą, czyli rozjaśnienie przebarwień to muszę przyznać, że poradziła sobie z tym bardzo dobrze. Przebarwienia, które miałam na prawym policzku już zniknęły. Myślę, że to duża zasługa właśnie kurkumy. Stosowałam kiedyś maseczkę z samej sproszkowanej kurkumy i również przynosiła zadowalające efekty. Tutaj jednak mamy dodatkowe składniki, które wspomagają to działanie.

Podsumowując, jestem bardzo na TAK. Chętnie wrócę do tej maski lub wypróbuję inne warianty.


Kosmetyki Khadi możecie kupić w sklepie Helfy (tutaj). 

Pozdrawiam
Emi


Informuję, że post powstał przy współpracy ze sklepem Helfy. Nie wpłynęło to na moją opinię o produkcie.

niedziela, 28 stycznia 2018

ECODENTA Czarna pasta do zębów

Witajcie!

Ten produkt czekał na swoją recenzję bardzo długo. Tak naprawdę kończę właśnie czwartą tubkę tej pasty. Pewnie się już domyślacie, że jej recenzja i moja ocena może być jedynie pozytywna :)



Pasta ma bardzo specyficzny wygląd, gdyż rzeczywiście jest to czarna maź. Nie pieni się ona aż tak dobrze jak standardowe pasty dostępne w drogeriach, ale trochę tej piany się pojawia. Jest to rzeczywiście ciekawe doznanie, gdy widzicie siebie z czarnymi zębami i dziąsłami w lustrze. Podczas pierwszego użycia bałam się, że ten kolor nie zejdzie i będę miała zabarwioną na szaro kość. Nic takiego jednak się nie dzieje. Pasta bardzo dobrze wypłukuje się z jamy ustnej. Ma bardzo przyjemny, miętowy smak, który nie jest zbyt mocny ani piękący. Jednak pozostawia  uczucie odświeżenia. Pasta bardzo dobrze myje zęby i rzeczywiście delikatnie je rozjaśnia. Aczkolwiek nie jest to jakoś bardzo mocne wybielenie, gdyż nie ma ona w sobie drobinek ścierających jak to mają często w swoim składzie popularne pasty tego typu. Niemniej jednak regularnie używana usuwa wszelkie osady z kawy, czarnej herbaty, czy czerwonego wina. Nie zawiera ona w sobie fluoru, na czym bardzo mi zależało i długo szukałam pasty bez tego składnika, która by mi odpowiadała. Wiem, że to kontrowersyjny temat.  Ma wielu zarówno zwolenników jak i przeciwników. Polecam poczytać samemu, jakie skutki dla naszego organizmu ma fluor, który jest neurotoksyną. Ja od kilku lat używam past bez tego składnika i nie mam problemu z próchnicą. Ograniczam się dwa razy w roku do piaskowania zębów i wtedy też je fluoryzuję. Myślę, że to w zupełności wystarczy, aby zachować ich zdrowie i ładny wygląd.



  •  
  • Pozdrawiam!
      Emi

niedziela, 21 stycznia 2018

TOP 10 MINIONEGO ROKU, ULUBIEŃCY 2017 r.

Witajcie!

Rzadko to piszę/mówię, ale początek roku upływa mi jak szalony. Jeszcze niedawno siedzieliśmy przy wigilijnym stole, a teraz mamy już końcówkę stycznia. Dosyć późno, ale jednak w końcu udało mi się ich wytypować... prezentuję Wam moich ulubieńców poprzedniego roku.

Jeśli jesteście ciekawi, co skradło moje serce, zapraszam do czytania.

 BLOGERSKIE SPOTKANIA

Absolutnie nie jestem typem samotnika i uwielbiam blogerskie spotkania. To świetna okazja do zapoznania całkowicie nowych osób, które mają podobne do nas zainteresowania. W tym roku miałam okazję uczestniczyć w kilku świetnie zorganizowanych imprezach i mam nadzieję, że w tym roku , o ile czas mi pozwoli również będę miała taką okazję. Relację z każdego z nich możecie przeczytać poniżej:




SENELLE

Marka Senelle jest polską firmą tworzącą kosmetyki o świetnych składach, skutecznym działaniu i w oparciu o najlepsze jakościowo składniki. Wszystkie trzy kosmetyki, które otrzymałam od firmy do testów okazały się ogromnym hitem w mojej pielęgnacji. Na pewno kupię inne serie, gdy skończę obecne produkty.










 LUSH

Nawet nie wiecie jak żałuję, że kosmetyki firmy Lush nie są dostępne w Polsce. Będąc za granicą udało mi się złapać dwa produkty tej marki i nawet nie wiecie jak bardzo później żałowałam, że nie wzięłam ich więcej. Zarówno czyścik jak i maseczka sprawdziły się u mnie rewelacyjnie. Ogromnym plusem jest ich naturalny skład, co dla mnie jest ważnym kryterium wyboru.


BIOLAVEN - Naturalny szampon do włosów (Recenzja)

Zdecydowanie rok 2017 był rokiem testowania szamponów naturalnych. Praktycznie całkowicie zrezygnowałam z szamponów z silnymi detergentami SLS i SLES. Próbowałam mycia odżywką, niestety nawet na moich suchych włosach ta metoda się nie sprawdziła. Miałam wrażenie, że włosy są oblepione i niedomyte. Natomiast ten szampon jest bardzo skuteczny, ale zarazem delikatny. Nie przesusza włosów, świetnie się po nim rozczesują. Tak naprawdę mogłabym nie używać odżywki ani olejku na końcówki, ale oczywiście zawsze to robię :)


EQUILIBRA - żel aloesowy (Recenzja)

Żele aloesowe to moje ogromne odkrycie minionego roku. Testowałam kilka i najlepiej sprawdził mi się ten z Equilibra. Ma on też najlepszy skład jesli chodzi o produkty, które mamy dostępne na rynku. Moją ulubioną metodą jest wymieszanie żelu aloesowego z kilkoma kroplami ulubionego olejku i takie własnoręcznie zrobione serum wklepuję w wilgotną skórę i dopiero na to aplikuję krem. Jest to świetna dawka nawilżenia.


BANDI PROFFESIONAL Tricho Estetic - Peeling do skóry głowy (Recenzja)

W 2017 roku odkryłam peelingi do skóry głowy. Wcześniej próbowałam je wykonywać domowymi sposobami np cukrem, ale było to dla mnie zbyt czasochłonne i problematyczne. Peeling trychologiczny z mocznikiem okazał się strzałem w 10!  Stan mojej skóry głowy bardzo się poprawił, gdyż przestała ona być taka sucha i swędząca. W tym roku chciałabym przetestować podobny produkt z Bionigree.



 BIELENDA Multi Essence (Recenzja)

Trochę sceptycznie podeszłam do wersji dla skóry tłustej i mieszanej. Bałam się, że będzie mnie przesuszać i już miałam go oddać siostrze. Jak dobrze, że tego nie zrobiłam bo esencja okazała się moim wielki hitem pielęgnacyjnym. Fajnie nawilża skórę, zmiękcza i przygotowuje ją do dalszych etapów. Niestety chyba produkt został wycofany ze sprzedaży, gdyż niedawno kupowałam jego zapas w cenie na do widzenia. Wersja różowa, teoretycznie do skóry suchej, nie jest aż tak dobra.


 LILY LOLLO Romantic Rose (Recenzja)

Jestem maniaczką produktów do ust i mam ich naprawdę bardzo dużo. Oczywiście lubię matowe pomadki i często ich używam. Ale jeśli chcę mieć pomalowane usta, ale jednocześnie wypielęgnowane to sięgam własnie po naturalną pomadkę z Lily Lollo. Ma świetny skład pełen olejów, które dbają o nasze wargi. Pomadka jest bardzo komfortowa w noszeniu - jak balsam do ust. Poza tym ma przepiękny kolor, który pasuje do każdego makijażu.


MAKEUP REVOLUTION  Chocolate & Peaches

Przyznam się, że pokochałam paletki czekoladowe. Lubię je za piękne kolory, pigmentację i łatwość w używaniu. Długo zastanawiałam się nad kupnem palety Sweet Peach z Too Faced. W końcu zrezygnowałam, gdyż nie robię makijażu oczu codziennie (chociaż się staram) i wolałam taką ilość pieniążków przeznaczyć na coś innego , choćby dobrą pielęgnację. W tym roku moim makijażem, chociaż nie tylko moim, zawładnęły oczywiście ciepłe odcienie. Mam ciepły odcień karnacji więc czuję się rewelacyjnie we wszystkich brzoskwiniach, burgundach i karmelach. W tej palecie jest wszystko czego potrzebuję, a duże lusterko sprawia, że jest to również idealna paleta do podróżowania.


BLEND IT!

Gąbeczki do makijażu całkowicie zdominowały mój makijaż. Nie przepadałam za aplikacją podkładu pędzlem - zawsze efekt był dla mnie zbyt ciężki, warstwa podkładu zbyt gruba. Dużo bardziej podobał mi się efekt, który osiągałam nakładając palcami. Zmieniło się to, gdy trafiłam na blend it. Gąbeczka daje bardzo delikatny i naturalny efekt, aplikuje cienką warstwę podkładu. Dla mnie idealnie. Chętnie bym przetestowała w tym roku oryginalny Beauty Blender.



I to już wszyscy moi ulubieńcy tamtego roku. Ciekawa jestem, czy ich znacie i czy lubicie tak bardzo jak ja? 

A co Was zauroczyło w minionym roku?

Emi

środa, 17 stycznia 2018

MIYA Lekki olejek do oczyszczania twarzy, oczu i ust.

Witajcie!

Jakiś czas temu bardzo głośno zrobiło się o kosmetykach marki MIYA. Pojawiały się one niemalże wszędzie. Są to kosmetyki o bardzo prostych i naturalnych składach. Asortyment marki też cały czas się powiększa. Obecnie oprócz czterech kremów do twarzy znajduje się też serum oraz dwie esencje. Mnie najbardziej zainteresował olejek do demakijażu oraz krem do twarzy call me later, który jest na bazie masła shea.

Jeśli mnie czytacie, to wiecie, że uwielbiam zmywać makijaż olejami dlatego nie mogłam nie przetestować kolejnego z nich. Jak wypadł na tle innych produktów, które używałam?



INCI : Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Decyl Oleate, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Sorbitan Laurate, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Parfum (Fragrance), Limonene.

Bazą olejku jest olej ze słodkich migdałów, znajdziemy w nim także olej z pestek moreli i malin, olejek abisyński oraz witaminę E. Dodatkowo w składzie znajdują się także dwa emulgatory, które mają sprawić, że zmyjemy olejek tylko za pomocą ciepłej wody.

Olejek jest zamknięty w plastikowej buteleczce z wygodną pompką. Pompka przez cały czas używania produktu działała bez zarzutu i nie zacinała się. W opakowaniu znajduje się 140 ml olejku, co jest niezbyt dużą pojemnością. Produkt ma bardzo przyjemny, delikatny i owocowy zapach. Po wyciśnięciu jest on dosyć gęsty nawet po rozgrzaniu w dłoniach. Rozprowadzony na twarzy łączy się z podkładem i jeszcze bardziej gęstnieje. Przyznam, że nie jest to najmilszy do rozprowadzania na skórze produkt. Przez tę gęstość dłonie nie suną łatwo po skórze, trudno jest nim wykonać dokładny masaż twarzy. Mimo, że zawiera emulgatory to mam wrażenie, że nie zmywa się samą wodą i zostawia na skórze oleistą powłokę. Mi to absolutnie nie przeszkadza, gdyż przyzwyczaiłam się do olejków bez emulgatora. Ale jeśli w składzie ten emulgator jest, a nawet i dwa to oczekiwałabym, że produkt będzie się zmywał w całości. Dużym plusem produktu jest jednak to, że jest on skuteczny. Już po pierwszym umyciu twarzy olejkiem i zmyciu jego nadmiaru mydłem aleppo skóra jest bardzo dobrze oczyszczona. Ja jednak zawsze ponawiam ten rytuał, aby dokładnie usunąć wszystkie resztki kosmetyków z mojej twarzy. Jestem natomiast bardzo zaskoczona, że tak szybko zużyłam ten produkt. Starczył mi jedynie na miesiąc używania. I mimo, że używałam go niemal codziennie wieczorem to uważam, że skończył się zdecydowanie zbyt szybko. Myślę, że jest to związane z jego gęstością i tym tępym rozprowadzaniem na skórze, musiałam go nakładać dosyć sporo (2-3 pompki) abym mogła komfortowo rozpuścić makijaż. Inne tego typu olejki były rzadsze i starczały mi na co najmniej 2-3 miesiące używania. Dlatego, mimo naprawdę skutecznego działania produktu, raczej więcej po niego nie sięgnę.

Jestem obecnie w trakcie testowania różnych olejków do demakijażu. Chcielibyście post zbiorczy, porównawczy z moją opinią, które lubię najbardziej?

Jaki olejek ciekawi Was najbardziej? O którym chcielibyście przeczytać?

Dotychczas używałam:




Pozdrawiam
EMI


sobota, 13 stycznia 2018

Droga do minimalizmu kosmetycznego. Ile kosmetyków posiada blogerka urodowa cz. 1 WŁOSY

Witajcie!

Czy zastanawialiście się kiedyś ile kosmetyków posiada blogerka urodowa? I czy w ogóle możliwe jest przetestowanie i zużycie wszystkiego przed końcem terminu? 

Na początku, zanim jeszcze założyłam swojego bloga, czytałam inne, oglądałam fimy na YT. Nagle okazało się, że wszystko MUSZĘ przetestować, wszystko CHCĘ mieć. Jeszcze wtedy mała była moja wiedza na temat składów kosmetyków, a także potrzeb mojej skóry także wiele rzeczy po prostu mnie zawodziło. Gdy założyłam już swojego bloga, to doszły paczki ze współprac, spotkań blogerskich, wymianek. Ktoś by pomyślał...SUPER!!! Ja też. Jednak po pewnym czasie zaczęło mnie to przytłaczać. Ta niepewność, co teraz otworzyć... krem nr 2 czy nr 10. Taka błaha sprawa, a jaki wprowadzała stres w moje życie.

Dodaj napis


Już jakiś czas temu podjęłam decyzję, że zmieniam swoją pielęgnację na bardziej naturalną. To bardziej ograniczyło ilość produktów, które trafiają na moją listę zachcianek. Kosmetyki, które dostaję na spotkaniach od razu segreguję i te, które nie trafiają w mój gust lub potrzeby skóry po prostu rozdaję rodzinie, koleżankom.

W tamtym roku postanowiłam wprowadzić postanowienie o ograniczeniu zakupów i redukcji swoich zapasów. Udało mi się je zmniejszyć aż o 30% (mimo uczestnictwa w kilku spotkaniach blogerskich i współprac) Nie jest idealnie, ale porównując rok 2017 z wcześniejszymi widzę, że kupuję DUŻO mniej, a moje zakupy są bardziej przemyślane. Regularnie prowadzę zeszyt w którym skreślam produkty zdenkowane, a dopisuję zakupione. Jak widzicie regularnie, co miesiąc publikuję projekt denko oraz nowości. To również pomaga mi się kontrolować. 

W tym roku motywacją ma być także przeprowadzka do nowego mieszkania, a nie chciałabym wszystkiego ze sobą tachać :)



Niemniej jeszcze długa droga przede mną. Chciałabym Wam dzisiaj pokazać pierwszą część moich zapasów, czyli moje zbiory włosowe. Jeśli macie pytania o konkretne produkty. Piszcie śmiało :)


SZAMPONY:



Jeśli chodzi o włosy, to chciałabym całkowicie przejść na naturalną pielęgnację. Jak widzicie mam sporo szamponów zwykłych, ale myję nimi włosy 2-3 razy w miesiącu dlatego bardzo długo schodzi mi ich zużycie. Garnier Fructis Oil Repair 3 Butter bardzo ładnie pachnie, jak chyba wszystkie szampony z serii Fructis. Dobrze się pieni i myje włosy. Jednak używany przy każdym myciu obciążał nawet moje suche włosy. To pewnie zasługa maseł i olejków, które ma w składzie. Jednak używany raz na jakiś czas dobrze sobie radzi nawet ze zmyciem oleju. Pharmaceris Seria H Szampon micelarny kojąco-nawilżający do włosów i skóry głowy nie zawiera SLS. Co prawda lepiej się sprawdził niż wersja do łupieżu tłustego, ale nie jest jakiś rewelacyjny. Może się spodobać osobom, którym naturalne szampony nie odpowiadają, ale jednak chcą coś delikatniejszego niż tradycyjny produkt.  Natura Siberica szampon z efektem laminacji włosów: ma pomarańczowy kolor i pachnie owocowo. Bardzo dobrze radzi sobie z domywaniem olei, czy masek. Nie obciąża włosów, bardzo ładnie odbija je od nasady. Nie zauważyłam jednak tego efektu laminacji. 

Dwa szampony z Dove: Pure Care Dry Oil oraz Regenarate Naurishment dostałam w ramach testów . Na razie czekają na swoją więc nie potrafię o nich nic powiedzieć.

MASKI, ODŻYWKI:


Na chwilę obecną nie posiadam żadnej naturalnej odżywki ani maski. Niestety nie znalazłam jeszcze takiej, która by dostatecznie nawilżyła i dociążyła moje włosy. Za to maska Garnier Fructis  Oil repair 3 Butter jest dla mnie produktem idealnym. Świetnie nawilża i wygładza włosy, są po niej takie miękkie i błyszczące. Odżywka Dove Pure Care Dry Oil tak jak i szampon cały czas czeka na użycie. Natomiast o odżywce  Garnier Ultra Doux z Cudownymi Olejkami mam bardzo mieszane uczucia. Niedawno zużyłam całą, miała swoje plusy, ale chyba jakoś mocno mnie nie zachwyciła.

PIELĘGNACJA SPECJALNA





Jeśli chodzi o pielęgnację dodatkową to staram się regularnie używać peelingu na skórę głowy. Bardzo lubię te na bazie kwasów, mocznika, czy enzymów roślinnych. Obecnie posiadam oczyszczający peeling trychologiczny Pharmaceris. Jest to peeling mechaniczny, bardzo skuteczny, ale przy mojej ilości i gęstości włosów niestety dosyć problematyczny. Wcierka Jantar z wyciągiem z bursztynu stosowana regularnie przynosi naprawdę świetne efekty. U mnie spowodowała wysyp baby hair. Szkoda, że nie jestem regularna w jej stosowaniu :(  Schwarzkopf Essence Ultimate Omega Repair to balsam upiększający, który stosuję na końcówki. Bardzo fajnie dyscyplinuje włosy bez ich obciążania.

OLEJE:


Nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji bez olejowania włosów. To ono uratowało je przed ogromnym przesuszeniem i puchem. Obecnie staram się nakładać olej minimum raz w tygodniu na godzinę. Olej Khadi na porost włosów zawiera w sobie wyciągi z ziół. Ma bardzo specyficzny, ziołowy zapach, co nie każdemu przypadnie do gustu. Miło się go aplikuje za pomocą pipety. Nakładam na skalp i długość . Trudno jest mi się wypowiadać o efektach, gdyż moje włosy same z siebie rosną dosyć szybko. Nacomi maska to tak naprawdę mieszanka 7 olei zamknięta w butelce z pompką. Użyłam jej dopiero raz lub dwa więc trudno mi coś więcej powiedzieć. 


STYLIZACJA:


Jest to grupa, której bardzo rzadko używam. Na co dzień nie stylizuję włosów. Lakier Schwarzkopf Got2 Be Volumania ma piękny, malinowy zapach. Całkowicie inny niż standardowe lakiery. Got 2 be puder unosi włosy u nasady i nadaje im objętości, działa trochę jak suchy szampon chociaż trochę się klei i dzięki temu utrwala fryzurę. Stosuję raczej latem, gdy skóra głowy się poci. Schwarzkopf Got 2 Be Playfull oraz Goldwell Texture Style to kremy stylizujące. Używam ich, gdy kręcę loki (czyli bardzo rzadko) lub plotę warkocze i nie chcę żeby krótkie włoski mi odstawały.

I to już wszystkie produkty, które aktualnie posiadam. Część z nich jest już na wykończeniu, część czeka na swoją kolejkę. Chciałabym w swojej łazience mieć dwa szampony: naturalny+zwykły; odżywkę/maskę i olejek do zabezpieczania końcówek.

A Wy jakie produkty do włosów w swoich zapasach posiadacie?

Pozdrawiam
Emi

środa, 10 stycznia 2018

Biolaven - naturalny szampon do włosów

Witajcie!

Znalezienie odpowiedniego szamponu do naszych włosów bywa bardzo trudne. Już jakiś czas temu postanowiłam przejść na ich naturalną pielęgnację i łagodne szampony bez silnych detergentów. Początki były bardzo trudne i przyznam, że kilka razy porzucałam ten pomysł. Ale po pewnym czasie i konsekwentnym pielęgnowaniu mojej czupryny wreszcie nadszedł sukces. Włosy przestały na naturalne produkty reagować ogromnym przesuszeniem i splątaniem. I mimo, że nadal używam także produktów nienaturalnych (szczególnie jeśli chodzi o maski i zabezpieczanie końcówek) to do standardowego mycia używam własnie  delikatnych produktów. W tym roku odkryłam świetny szampon, który wyparł mojego dotychczasowego ulubieńca, czyli Szampon Odżywczy Vianek.






Skład: Aqua, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Coco-glucoside, Vitis Vinifera Seed Oil, Panthenol, Hydrolyzed Oats, Lactic Acid, Sodium Benzoate, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Lavandula Angustifolia Oil, Parfum.


Bardzo lubię szatę graficzną marki Biolaven. Jest ona minimalistyczna. Produkty są umieszczone w biało-fioletowych opakowaniach z roślinnym motywem. Buteleczka jest standardowa. Dziurka, która jest w opakowaniu jest odpowiedniej wielkości i dozuje odpowiednią ilość produktu.

Sam szampon jest przeźroczysty i dosyć gęsty. Zapach jest dosyć intensywny. Szczerze mówiąc nie czuję w nim za bardzo lawendy. Dla mnie to bardziej zapach słodkiego soku winogronowego. Jest od bardzo przyjemny, ale po spłukaniu nie utrzymuje się na włosach.

Szampon po zmieszaniu z wodą delikatnie się pieni. Nie trzeba go zbyt dużo, aby umyć włosy. Ja zazwyczaj spieniam go w dłoniach i myję skalp, a następnie pianę przeciągam na resztę włosów. Tę procedurę powtarzam dwukrotnie. Po takim myciu moje włosy są bardzo dobrze oczyszczone, ale bez nieprzyjemnego wysuszenia. Dodatkowo wszystkie odżywki, czy maski świetnie się w nie wchłaniają i stanowią uzupełnienie pielęgnacji. Szampon nadaje się również do zmywania mieszanki olejów. Mimo swojej skuteczności nadal zostaje szamponem delikatnym. Moja skóra nie jest po nim wysuszona, ani podrażniona. Nie skarżę się na irytujące swędzenie skóry. Bardzo polubił się z nim również mój mąż, u którego został załagodzony problem łupieżu. Kilka razy zdarzyło mi się umyć nim włosy i nie nałożyć odżywki. I byłam zaskoczona, że moje włosy nie są spuszone.

Dlatego po wielu poszukiwaniach ulubionego szamponu naturalnego śmiało mogę stwierdzić, że jest nim własnie Biolaven. Spełnia wszystkie moje oczekiwania. Dobrze nawilża włosy i skalp, ale jednocześnie ich nie obciąża ani nie przetłuszcza. Skóra jest dobrze oczyszczona i gotowa na kolejne kroki pielęgnacyjne. Chętnie do niego wrócę, jak tylko skończę szampony które mam. Chętnie też wypróbuję odżywkę z tej samej serii.



A Wy? Używacie szamponów naturalnych, czy tradycyjnych? Macie swojego ulubieńca?

Pozdrawiam
Emi :)

środa, 3 stycznia 2018

OSTATNIE DENKO 2017 r #12 GRUDZIEŃ

Witajcie!

Na blogach królują postanowienia noworoczne oraz ulubieńcy roku 2017. Ja postanowiłam w pierwszej kolejności rozliczyć się ze wszystkimi zużytymi produktami. Przed świętami robiłam porządki i pojawią się także posty z moimi aktualnymi zapasami kosmetycznymi, a także z rozliczeniem postanowienia o minimalizmie kosmetycznym. Jak mi wyszło? O tym już niebawem.

Wiem, że wiele osób zrezygnowało już z tego typu postów. Ja jednak bardzo lubię tę serię, pozwala mi ona prowadzić bilans swoich kosmetycznych zapasów. Sama bardzo lubię czytać denka i wiem, że Wy też je lubicie. Dlatego w przyszłym roku na pewno nie znikną one z mojego bloga.



1. Eveline, krem na noc. Krem miał bardzo przyjemną, żelową konsystencję i nawet fajnie nawilżał, ale niestety miał mocny zapach. Chyba odzwyczaiłam się od kremów o takim chemicznym, kosmetycznym zapachu. Zdecydowanie wolę zapachy delikatniejsze i naturalne. Po kilku użyciach trafił więc do mojego męża i jemu jak najbardziej odpowiadał.

2. Mixa Hyalurogel, micelarny żel do twarzy (Recenzja). Muszę stwierdzić, że kosmetyki Mixa bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. A w szczególności ten właśnie żel. Miał bardzo przyjemną, aksamitną konsystencję. Nie wysuszał buzi. Ale jeśli szukacie produktu do zmywania makijażu to raczej nie poradzi sobie z tym wodoodpornym, czy zastygającym. Mi się świetnie sprawdził w porannej toalecie lub do odświeżenia twarzy w ciągu dnia, gdy się nie malowałam.

3. Fresh&Natural, pasta do demakijażu (Recenzja). To była bardzo trudna znajomość. Na początku bardzo nie lubiłam tej pasty. Moja skóra po niej robiła się jakaś tępa, nie dało się z nią używać Foreo Luna. Potem nauczyłam się z nią pracować i denerwowała mnie coraz mniej. Dobrze radzi sobie z makijażem, nie szczypie w oczy. Twarz po jej użyciu nie jest wysuszona. Jednak ma bardzo specyficzny, ziołowy zapach jeśli więc takich nie lubicie to sięgnijcie po coś innego.

4. Mincer, Vita C, domowa mikrodermabrazja. Był to po prostu peeling z bardzo drobnymi kuleczkami złuszczającymi. Nie wiem, czy nazwałabym go aż mikrodermabrazją. Jednak uważam, że to jeden z lepszych peelingów jakie miałam okazję używać. Drobny piasek w środku sprawia, że skóra jest idealnie wypolerowana, a dodatek witaminy C delikatnie ją rozjaśnia. Chętnie do niej wrócę. Pamietajcie, aby uważać na siłę tarcia i nie zrobić sobie krzywdy, gdyż drobinki wyglądają niepozornie , ale mają moc :)

5. Lumene, krem na dzień, krem na noc (Recenzja) . Wszystkie produkty tej marki świetnie mi się sprawdziły. Do tego stopnia, że naprawdę mam ochotę kupić ich pełnowymiarowe opakowania. Najbardziej zauroczył mnie krem na noc. Miał jak dla mnie idealną, gęstą konsystencję. Rano, po przebudzeniu skóra była nawilżona, odżywiona, bez uczucia ściągnięcia. Mogłabym nic na nią nie nakładać, ale... oczywiście nakładałam krem na dzień.


6. Yope, naturalne mydło do rąk Werbena. To nie pierwsza buteleczka tego mydła, którą widzicie w denku. Nie będzie też pewnie ostatnią. Lubię to mydełko za delikatny skład i za to, że pielęgnuje dłonie. No i za świetne zapachy.

7. Alterra, olejek antycellulitowy. Miał bardzo wygodną buteleczkę z pompką. Świetnie nadawał się do masażu szczotką lub bańką chińską. Duży plus za doskonały, naturalny skład i energetyczny, cytrusowy zapach. Jeśli chodzi o działanie antycellulitowe, to jak każdy produkt działał przy regularnym stosowaniu jako wspomagacz zdrowej diety i ruchu.

8. Rexona, antyperspirant. Lubię antyperspiranty w kulce, gdyż są małe i poręczne, łatwo mieszczą się w torbie na siłownię. Nie mam jakiegoś dużego problemu z potem, czy z jego zapachem więc dla mnie ta ochrona była wystarczająca. Fajnie, że nie brudzi ubrań. Obecnie kończę drugą kulkę taką samą (kupiłam dwupak) i zastanawiam się nad wypróbowaniem dezodorantów naturalnych. Może jakiś mi polecicie?

9. Herbal Cere, masło do ciała , lawenda. Kupiłam to masło przypadkiem w Biedronce. Nie zawierało parafiny, było bardzo gęste i nawilżające. Niestety długo się wchłaniało, ale taka już niestety natura takich gęstych maseł - tutaj na drugim miejscu po wodzie mamy masło shea. Natomiast zapach powalał mnie na kolana. Była to mocna, intensywna lawenda. Nie można więc było tego masła nałożyć zbyt dużo. Zapach utrzymywał się przez kilka dni na ubraniach, na piżamie, czy szlafroku. Jeśli kiedyś spotkam to na pewno kupię.


10. Bandi Tricho-estetic, maska do włosów, peeling do skóry główy. (Recenzja) Z tej dwójki na pewno wrócę do peelingu, który był na bazie mocznika. Dzięki temu delikatnie złuszczał martwy naskórek, ale także nawilżał skalp. Przy regularnym używaniu pozbyłam się przesuszenia skóry oraz jej świądu. Maska była również dobra, mentolowa, łagodząca skórę, ale myślę, że poprawa jej stanu to głównie zasługa właśnie peelingu.

11. Pharmaceris, seria H, łupież tłusty. (Recenzja) Szampon ten został mi polecony przez trychologa firmy Pharmaceris i przysłany przez firmę. Niestety okazał się wielką pomyłką :( Nie mam tłustej skóry głowy, włosy mi się nie przetłuszczają, nie mam łupieżu. Na badaniu widziałam na głowie takie drobne skórki wokół cebulek włosów i delikatne zaczerwienienie. Pani trycholog uznała, że trzeba to oczyścić, aby nie uszkadzało włosów i nie zaczęły mi wypadać (nigdy nie miałam z tym problemu). Niestety szampon okazał się dla mnie zbyt silny, po jego użyciu głowa była zaczerwieniona i bardzo mnie swędziała, dużo bardziej niż przed. Co więcej taki sam efekt wywołał u mojego męża. Dużo lepiej sprawdza mi się szampon tej firmy, który nie zawiera SLS.

12. Lonton, Hydro Control, mgiełka nawilżająca. Miała bardzo fajny atomizer, który rozpylał delikatną mgiełkę. Nie zauważyłam jakiegoś spektakularnego nawilżenia, stosowałam w celu łatwiejszego rozczesania włosów.

13. Biolaven, szampon do włosów. (Recenzja) Mój ogromny HIT zeszłego roku i na pewno do niego wrócę. Delikatnie, ale skutecznie myje skalp i włosy. Nie podrażnia, a przy tym pięknie pachnie słodkimi winogronami.


14. Make Me Bio, Winter Care, krem do rąk. Krem ten kupiłam w tamtym roku wraz z zestawem różanym tej marki. I o ile woda różana, jak i krem do twarzy okazały się dla mnie dużym rozczarowaniem (Recenzja), a puder wręcz mnie irytował (Recenzja) tak krem ten był R_E_W_E_L_A_C_Y_J_N_Y !!! Idealnie nawilżał i natłuszczał skórę, a jednocześnie szybko się wchłaniał i nie zostawiał na dłoniach tłustej warstwy. Niestety jest dostępny jedynie w zestawach. Szkoda, bo już myślałam że znalazłam naturalny zastępnik dla mojego ulubieńca z TBS :(

15. Thermissa, nawilżający krem do stóp. No cóż można napisać po próbce, która starczyła na raz. Tyle , że miał fajną konsystencję, ładny zapach i szybko się wchłaniał. To raczej lekki krem więc z mocnymi przesuszeniami chyba by sobie nie poradził.

16. Biotebal, odżywka do rzęs. U mnie tego typu odżywki bardzo dobrze się sprawdzają, nie podrażniają oczu i rzęsy stają się po nich naprawdę dłuższe. Całe szczęście po zaprzestaniu ich używania nie wypadają mi wszystkie na raz jak u niektórych osób. Ale ja swoje naturalne rzęsy mam dosyć mocne i długie także raczej nie ma co liczyć na spektakularny efekt. Chyba większe efekty widziałam po L4L.

17. Dabur Herbal. Fajna próbka na wyjazdy. Niestety miałam wrażenie po tej paście, że mam nieumyte zęby. Zdecydowanie bardziej lubię pasty miętowe.

18. L'Oreal False Lash Superstar, tusz do rzęs. Składał się z dwóch części. Jedna miała wydłużyć, druga pogrubić i podkręcić rzęsy. Rzeczywiście miały inne szczoteczki, ale efekt na rzęsach był bez różnicy. Producent zaleca stosowanie obydwu części. Mi się nie chciało w to bawić. Najpierw zużyłam jedną, potem drugą. Nie mam większych zastrzeżeń, co do tego produktu. Ładnie rzęsy podkreślał, nie osypywał się, ale nie było efektu WOW.


19. Purederm, nawilzające maski w płachcie. Nawet nie były one w płachcie bawełnianej tylko takich cienkich hydrożelowych płatach. Składały się z dwóch części i idealnie dopasowywały się do twarzy. Jak druga skóra. Fajnie nawilżały i napinały, nie widziałam jednak różnicy pomiędzy nimi. Chętnie jeszcze kupię jak spotkam w Biedronce.

20. Purederm, maska oczyszczająca z węglem. Maseczka bąblująca, świetna. Bardzo dużo się tej piany na skórze wytwarza i wygląda się jak wielka chmura :) Zresztą możecie zobaczyć efekt na moim Instagramie. Według mnie te maseczki bardzo fajnie, a jednocześnie delikatnie oczyszczają. Nie pozostawiają buzi ściągniętej ani zaczerwienionej. Nie jestem jednak pewna, czy poradzą sobie z cerą problematyczną.

21. Marion, maska warzywna z dynią i imbirem. (Recenzja) Ta maska sprawdziła się u mnie najlepiej. Dobrze odżywiła moją cerę. Producent zaleca zostawić ją na noc, u mnie jednak powodowały powstawanie niedoskonałości. Ale nałożona standardowo na 15-20 minut świetnie się spisała.

22. BingoSpa, sól borowinowa. Bardzo drobna sól, która najlepiej sprawdza mi się jako dodatek do peelingu kawowego. Jej drobne kuleczki idealnie masują ciało. Borowina ma działanie rozgrzewające, ułatwiające odpływ limfy, a tym samym antycellulitowe. 

23. Peelingująca maska na dłonie. Miała fajną formę rękawiczek nasączonych ekstraktem i kwasami. Bałam się, że efekt będzie taki jak na nogach więc zrobiłam ją pierwszego dnia urlopu, wiedziałam że kilka dni będę w domu. Skóra rzeczywiście trochę się złuszczyła, ale nie widziałam ogromnej poprawy jeśli chodzi o gładkość dłoni. 

24. Marion, maska do włosów blond. Wygodne saszetki, które biorę w podróż. Maska miała fioletowy kolor, ale nie zauważyłam aby jakoś wpłynęła na kolor moich włosów. Fajnie je wygładziła, lepiej się rozczesywały.

25. Marion, maska oczyszczająca z aktywnym węglem. Szczerze mówiąc nie pamiętam jak się ta maska sprawdziła więc chyba nie zachwyciła mnie.

26. Only Bio, żel do mycia ciała. Chętnie spróbuję tych kosmetyków. Żel miał fajną konsystencję i dobry skład. Myślę, że może być alternatywą dla Yope.

27. Benton, Fermentation Eye Cream, Mimo, że próbka była mała to starczyła mi na kilka użyć i muszę stwierdzić, że zaciekawiła mnie na tyle, że jestem skłonna zamówić pełne opakowanie.




Koniec! Ostatnie denko tamtego roku za mną. Cieszę się, że jestem lżejsza o te kosmetyki, chociaż z niektórymi aż szkoda mi się było rozstawać i na pewno do nich wrócę.

Pozdrawiam
Emi