Dietetycy zalecają spożywanie w ciągu dnia 5 porcji warzyw. Najlepiej do każdego posiłku. Nic w tym dziwnego, gdyż warzywa są ogromną skarbnicą witamin i mikroelementów, a przy tym (przynajmniej większość z nich) zawierają mało cukru i kalorii. Bardzo popularne są maseczki owocowe, a firma Marion zaskoczyła nas trzema maseczkami warzywnymi.
Jakiś czas temu otrzymałam od firmy Marion niezwykle zabawną i kolorową paczuszkę. Nie wiem jak Wam, ale mi ona od razu skojarzyła się z wiosną. W paczce znalazły się chusteczki zwilżone różnego rodzaju. Zawsze noszę taki produkt w torebce. Były tam też maski do włosów farbowanych, oraz cała seria kosmetyków z węglem aktywnym.
Jednak największym zaskoczeniem dla mnie były własnie te maski warzywne. Mają one bardzo ładne i kolorowe opakowania. Maseczki są kremowe, świetnie rozprowadzają się na twarzy i bardzo ładnie pachną. Są one na zasadzie masek całonocnych. Ja tak zrobiłam z pierwszą maską, którą użyłam, czyli marchewkową i niestety następnego dnia pojawiło mi się kilku nieprzyjaciół. Ale pozostałe maski zmywałam po wchłonięciu i absolutnie nic takiego się nie działo. Moja skóra wręcz piła te maski. Mimo, że w saszetce jest dużo maski, spokojnie starczyłaby na 2 razy, ja nakładałam ją grubą warstwą na twarz i szyję. Po zalecanych przez producenta 30 minutach na mojej skórze prawie tej maski nie było, została wchłonięta. Ale zmywałam delikatnym żelem jej pozostałości i już bez nakładania czegoś więcej szłam spać. Rano buzia była fajnie nawilżona i odżywiona.
Szczerze mówiąc nie zauważyłam jakiejś ogromnej różnicy między działaniem poszczególnych masek. Wszystkie działają jak taki mocny, skoncentrowany w składniki odżywcze krem. Najbardziej spodobała mi się maska dyniowa. Pięknie pachniała imbirem i było to dla mnie bardzo relaksujące doświadczenie. Maska szpinakowa, mam wrażenie że była troszkę rzadsza od swych sióstr i miała troszkę słabsze działanie.
Podsumowując maseczki Marion bardzo przypadły mi do gustu. Myślę, że chętnie do nich wrócę jeśli moja skóra będzie potrzebowała zastrzyku odżywienia, a w szczególności do maski z dyni i z marchewki. Jeśli lubicie kremowe maseczki, to serdecznie Wam e polecam.
Pozdrawiam
Emi
Post powstał przy współpracy z marką Marion, ale nie miało to wpływu na moją opinię.
Nie miałam okazji jeszcze używać, nie spotkałam się z nimi, ale już nie pierwszy raz czytam na blogu i podobają mi się te maseczki.
OdpowiedzUsuńchętnie je wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńobserwuję :)
Widzę, że warto się nimi zainteresować :) Chętnie poszukam gdzieś tych masek :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o nich słyszę, chyba czas wypróbować :)
OdpowiedzUsuńMi najbardziej przypadła do gustu marchewka :)
OdpowiedzUsuńświetny warzywniaczek:)!
OdpowiedzUsuńNie miałam tych maseczek, ale mam inną ulubioną z Marion - trio kawiorowe i bardzo ją lubię :)
OdpowiedzUsuńOwoce już były, to teraz pora na warzywa. Podoba mi się! :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że i mi najbardziej przypadłaby do gustu wersja z imbirem i dynią :) Szkoda, że szpinakowa nie wykazywała aż tak dobrego działania, bo detoksykacja i odżywienie by się mojej skórze przydały :)
OdpowiedzUsuńMaski wyglądają bardzo kusząco.
OdpowiedzUsuńNie próbowałam jeszcze, ale wyglądają bardzo kusząco :)
OdpowiedzUsuńUżywałam maseczek, ale moja wrażliwa skóra ich za bardzo nie lubi :/
OdpowiedzUsuńCiekawa opcja produktów, na marchewke sama się skuszę
OdpowiedzUsuńNie miałam tych masek ale ciekawi mnie dynia i widziałam je w mojej drogerii w które kuję.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że te warzywne maski w saszetkach bardzo mnie ciekawią swoim działaniem i przy okazji wpadną do mojego koszyka:) Też lubię zapach imbiru, więc ta dyniowa pójdzie na pierwszą próbę:)
OdpowiedzUsuń